Sycylia: prowokacja udana, Monte Cofano zdobyte!

Prowokacja się udała. Sycylijskie Monte Cofano wyrosło prosto z morza i piętrzyło się dumnie, prezentując nam swoją nieprzystępną trójkątną sylwetkę. Podziwialiśmy go z okien samochodu, potem z okolicznych klifów, aż w końcu zapadła decyzja – dosyć tego, nie będzie góra pluła nam w twarz, po prostu tam wejdźmy! O tym, jak daliśmy się sprowokować trójkątnej górze, choć straszyli, że trudno i niebezpiecznie, przeczytacie poniżej.

1
Monte Cofano widziane z plaży w okolicy San Vito Lo Capo
2
Góro, zbliżamy się! Wygląda niezbyt przyjaźnie, ale przecież nie może być aż tak trudno, prawda? 😉

Jeśli los rzuci was kiedyś na północny-zachód Sycylii, to jest spora szansa, że i wy padniecie ofiarą tej góry. Widać ją z daleka, choć mierzy sobie zaledwie 659 m.n.p.m. Pionowa, trójkątna ściana straszy i zachęca zarazem, widoki dookoła zachwycają, mozół aż przebiera nóżkami, aby wybiec radośnie na szlak!

Na terenie góry utworzono rezerwat przyrody Monte Cofano – spotkać tu możemy m.in. rzadkie gatunki ptaków i roślin. Ja do ptaków i roślin nic nie mam, ale szukam raczej solidnej porcji mozołu 🙂 Wszystko wskazuje na to, że jestem w dobrym miejscu. Pobieżna lektura blogów i informacji o szlaku na Monte Cofano powoduje nawet, że miny trochę nam rzedną. Czytamy, że to szlak dla osób doświadczonych, że podczas wspinaczki trzeba użyć umocowanej na szlaku liny, że to szlak „ekstremalnie niebezpieczny i wymagający”. Znajdujemy też dramatyczną relację pełną „potu, łez, strachu, bólu, adrenaliny, radości i oszałamiających widoków”. No nieźle – teraz już nie jestem tak pewna, czy chcę tam iść. Z mozołem się jednak nie dyskutuje, postanawiamy spróbować, a w przypadku napotkania jakichś nadludzkich trudności – po prostu zawrócić. Spodziewam się trudności w stylu tatrzańskich Granatów, Świnicy czy Kościelca, adrenalina przyjemnie buzuje we krwi, choć jest też nutka niepewności. Cóż, po prostu tam chodźmy i sprawdźmy, na ile nas stać 🙂

Na miejsce mozołu docieramy samochodem, naszym dzielnym i niezniszczalnym Fiatem 500 X, który bez zająknięcia znosił wszystkie nasze off-roadowe pomysły i nigdy nas nie zawiódł. Jedziemy z oddalonej o 15 km. miejscowości Castelluzo, gdzie nocowaliśmy w zdecydowanie godnym polecenia B&B La mia Isola (przesympatyczni właściciele, genialne śniadanie!). Dojeżdżamy na parking Parcheggio Pizzo Cofano, zostawiamy auto, bierzemy trzy głębokie oddechy i ruszamy na spotkanie z górą!

3
Czas ruszać, pionowa ściana czeka! 🙂
4
Monte Cofano oferuje także inne szlaki, nie trzeba od razu pchać się na szczyt. No chyba, że jest mus.
5
Mniej mozolny szlak.
6
Początek jest łatwy, za łatwy… To na pewno podstęp!

Początkowe podejście to czysta przyjemność – powoli zdobywamy wysokość, nie ma żadnych trudności technicznych, podziwiamy strome ściany Monte Cofano,  błękit Morza Śródziemnego i okoliczne miasteczka z majaczącym daleko na horyzoncie, chowającym się co chwilę w chmurach Erice. Spotykamy też jedynych ludzi na trasie – przesympatycznych Czechów. Wymieniamy grzecznościowe ahoj!, gawędzimy chwilę po polsku i czesku, co zawsze wprawia mnie w dobry nastrój, aż w końcu Czesi puszczają nas przodem, bo podobno jesteśmy rychlejsi (ale koniec końców to oni pierwsi weszli na szczyt!).

Wkrótce dochodzimy do pierwszych trudności – trochę wspinaczki po głazach. Trzeba użyć rąk, ale nie rejestruję żadnych dramatycznych momentów. Porządnej przepaści brak, jest się czego złapać – grunt to nie tracić koncentracji. No i opanować oddech, który jakoś tak dziwnie przyspiesza. Tak to już jest, jak się chodzi po górach bez kondycji.

7
Pierwsze, delikatne trudności. Czerwona kropa w prawym dolnym rogu to znakowanie szlaku.
8
Patrzcie, jak wysoko wlazłam!
9
O, gdzieś tam trzeba będzie iść!

Po krótkiej rozgrzewce dochodzimy do miejsca, o którym wcześniej czytaliśmy – miała być to siedmiometrowa pionowa ściana, do pokonania której trzeba użyć liny. Okazało się, że zamiast liny mamy do dyspozycji drabinkę, ściana wcale nie jest aż tak pionowa, no i z tych siedmiu metrów zostało chyba trochę mniej. Włazimy na górę bez większych dramatów. Jeśli tylko nie macie paraliżującego lęku wysokości, a wasza sprawność fizyczna w ogóle istnieje, to powinniście dać radę – tak sądzę.

Czekamy na większe trudności, ale się nie doczekujemy. Idąc po kolejnych wielkich głazach zbliżamy się do szczytu, aż w końcu stajemy na wierzchołku Monte Cofano! Szczyt zdobywamy w przyzwoitym, choć oczywiście mozolnym stylu. Cała zabawa zajęła nam około 1,5 godziny. Ciężko jest mi oszacować, ile metrów podejścia pokonaliśmy (nie wiem na jakiej wysokości znajdował się parking, gdzie zostawiliśmy auto), ale sądzę, że było to ok. 500 metrów.

Na górze spędziliśmy dobre pół godziny. Góry takie jak Monte Cofano są stworzone po to, aby spędzać na nich czas. Rozległa panorama, cisza i święty spokój, a to wszystko po przyjemnej dawce mozołu. Jedyny minus to wściekłe muchy i inne latające obiekty, które wyjątkowo upodobały sobie tę górę. Kto by się tam jednak przejmował owadami, skoro dookoła dzieją się takie rzeczy!

12
Widok na zatokę Cofano.
13
O takie skałki lubię 🙂
14
Widok na zatokę Bonagia.
15
Zasłużony odpoczynek po mozole.
16
Dzień wcześniej byliśmy tam daleko, po drugiej stronie. Z plaży oglądaliśmy Monte Cofano, a dziś siedzimy na szczycie 🙂
17
Widok na miasteczka rozsiane w dole.
Krzyż na szczycie.
Krzyż na szczycie.

Wkrótce zaczynamy schodzić, zwłaszcza że dookoła krążą coraz ciemniejsze chmury. W sumie prognozy pogody zapowiadały deszcz i burzę po południu, dlatego zależy nam, aby znaleźć się na dole, zanim rozpoczną się tego typu atrakcje. Zejście wymaga odrobiny skupienia, ale nie nastręcza większych trudności. Czasem trzeba jedynie uważniej wypatrywać czerwonych kropek wskazujących szlak, ale udaje nam się zejść na dół bez pobłądzenia. To nie brzmi jak standardowa górska wycieczka Musu Mozołu…

18
Schodzimy we mgłę. To już wygląda jak standardowa mozolna wycieczka.
19
Trochę gimnastyki…
20
Skupienie się przydaje, zwłaszcza przy schodzeniu.
21
Gdzieś stamtąd schodzimy 🙂

Zejście zajęło nam około godziny i przebiegło bez niespodzianek. Góra może nie była zbyt wysoka i okazała się przeciętnie wymagająca, ale jednak odczuliśmy nieco mozołu w mięśniach. Zgodnie stwierdziliśmy, że wystarczy na dziś i nie urządzamy sobie spacerów pozostałymi szlakami wytyczonymi na Monte Cofano. Do dyspozycji jest tu m.in. szlak biegnący nadbrzeżem (ok. 5 km.). Można odwiedzić także wieże Torre del Cofano lub kapliczkę i grotę Krucyfiksu. Tak naprawdę można by tu spędzić cały dzień, ale nas wzywały dalsze przygody. Szczegółowe informacje na temat atrakcji dostępnych w otoczeniu Monte Cofano można znaleźć m.in. na tym blogu.

Góra dopięła swego – prowokująco prezentowała nam się z różnych perspektyw, aż w końcu udało jej się nas zwabić. To, w czym Monte Cofano jest dobre, to robienie wrażenia. Rzeczywiście, kiedy stoi się pod ścianą, wizja wejścia na szczyt wydaje się mało prawdopodobna. Okazuje się jednak, że jest dużo prościej, niż mogłoby się wydawać. Góra nie jest wysoka, więc trudno się nawet porządnie zmęczyć, a trudności są zdecydowanie mniejsze niż np. na tatrzańskiej Świnicy, Kościelcu czy Granatach. Nie znaczy to jednak, że to miejsce na niedzielny spacer. Oczywiście trzeba mieć dobre buty, kurtkę przeciwdeszczową, wodę, posiadać choćby śladowe ilości kondycji i najlepiej jakieś doświadczenie górskie. Zaznaczam, że zdobywałam szczyt przy dobrej pogodzie – było sucho i nie upalnie (nie chciałabym być tam w lecie, zresztą nie chciałabym w ogóle być w lecie na Sycylii). Tak więc dramatów brak, mozołu szczypta, za to cała masa pięknych widoków! Polecam!

22
W trakcie mozołu 🙂
24
Już po wszystkim. Jednak da się tam wejść!

OCENA W SKALI MOZOŁU: 4/10

mus małymus małymus małymus małymus mały szarymus mały szarymus mały szarymus mały szarymus mały szarymus mały szary

Punkt za dramatyzm. Góra wygląda niebezpiecznie i nieprzystępnie, do tego stopnia, że niejeden zapewne odpuszcza już na początku 🙂 No ale hej – można się na to wdrapać w 1,5 godziny, jedyny trudniejszy moment to drabinka, po której trzeba się wspiąć, a przepaści, choć są, to jakieś takie nieparaliżujące. Wejście wymaga mimo wszystko trochę wysiłku i gimnastyki. Ogólnie – zaledwie 4 punkty w skali mozołu. Byłoby 5, gdyby było błoto.

6 myśli na temat “Sycylia: prowokacja udana, Monte Cofano zdobyte!

  1. Widzę, że mnie zacytowałaś. Wiesz, ja jak coś piszę, to biorę za to odpowiedzialność. Oczywiście nikogo nie straszę, ale nie mogłabym spać spokojnie, nie napisawszy, że to finalne podejście to nie jest bułka z masłem. Ludzie są róźni, mniej lub bardziej odpowiedzialni, z różną kondycją więc czułam obowiązek zaznaczyć moje, oczywiście subiektywne wrażenie. Fajnie, że daliście radę i przedstawiliście swój punkt widzenia. O to w sumie chodzi. Niech każdy oceni swoje możliwości.
    W ogóle super się was czyta, będę się zagłębiać w temat musu mozołu.
    Pozdrawiam

    1. Jasne, rozumiem doskonale, ocena trudności szlaku zawsze jest subiektywna. No i rzeczywiście to końcowe podejście to nie jest bułka z masłem, trochę trzeba się tam namęczyć. Wystraszył mnie po prostu trochę Twój opis 🙂 Ale też fajnie, że natrafiłam na Twojego bloga, bo niełatwo znaleźć jakiś opis wejścia na Monte Cofano. Pozdrawiam!

      1. W ogóle cenne są wszelkie osobiście przebyte szlaki i zdobyte góry. Do tego opisane (jak Pizzo Carbonara). Zwłaszcza na Sycylii turystyka piesza jest w powijakach, robiona głównie pod zagranicznych turystów, bo Włosi wolą plaże i sączyć kawę. Sporo jest gór do zdobycia i szlaków do przejścia niby. Jak co do czego przychodzi, nie wiadomo jak górę ugryźć, trudno o mapy i w ogóle nikt nic nie wie. Trzy tygodnie temu wróciłam z Sycylii, byłam w rezerwacie La timpa k. Acireale. Teren bardzo widokowy i spacerowy, pytam jak dojść na któryś szlak, a pan w punkcie informacji turystycznej rozkłada ręce. Weź tu człowieku zrozum podejście.
        Nie miałam zamiaru Cię straszyć, po prostu ja się w połowie tego podejścia wróciłam, zresztą z kilku innych gór też, i tak jak mówię czułabym się nie fair gdybym o tym nie wspomniała.

      2. Zgadzam się, ciężko znaleźć dobrze opisane szlaki na Sycylii. Twój wpis był pomocny, bo dzięki temu podeszliśmy do tej góry na poważnie, a nie jak na niedzielny spacer po parku 🙂 Pozdrawiam!

Leave a Reply to MartynaCancel reply