Charleroi zawsze funkcjonowało w mojej świadomości jako lotnisko – stacja przesiadkowa w drodze do Brukseli. To jedno z tych miast, o istnieniu których dowiedziałam się dzięki tanim liniom lotniczym. Postanowiłam mimo wszystko sprawdzić, czy za terminalem lotniczym kryje się jakieś miasto… Co ustaliłam? Czy Charleroi to jednak miasto czy bardziej lotnisko? Przedstawiam wyniki śledztwa.
Za siedmioma górami…
Chwila, chwila, przecież w Belgii nie ma gór! No, chodzi po prostu o to, że jest daleko. Charleroi znajduje się ok. 50 km. na południe od Brukseli. Wydaje mi się, że używanie nazwy Bruksela-Charleroi dla określenia portu lotniczego w Charleroi jest chyba jednak sporym nadużyciem. Na szczęście komunikacja między Brukselą a lotniskiem w Charleroi zorganizowana jest przyzwoicie – na tej stronie znaleźć można wszelkie informacje, można także kupić bilety autobusowe. Przejazd trwa około godziny, bilet kosztuje maksymalnie 14 euro w jedną stronę.
Lotnisko oddalone jest od Charleroi o około 7 kilometrów i znajduje się w czymś co śmiało nazwać można polem. Podjęłam więc wyzwanie i postanowiłam sprawdzić, jakie niespodzianki kryje Charleroi. Czy za polami i lotniskiem kryje się coś wartego uwagi…? Wsiadłam w pociąg w Brukseli, wysiadłam godzinę później na dworcu Charleroi-Sud i ujrzałam takie sceny:
Dworzec jak dworzec, szału nie ma, zresztą rzadko kiedy jest (no, w Antwerpii był). Sterczące gdzieś na horyzoncie kominy, hale i inne bliżej niezidentyfikowane obiekty są mniej więcej tym, czego się spodziewałam, kiedy przeczytałam, że miasto znajduje się w sercu czarnego lądu – tak nazywane było kiedyś walońskie zagłębie węglowe.
Mus mozołu na czarnym lądzie
Charleroi jest w przebudowie. Nawet więcej, Charleroi ma się stać nowoczesnym miastem, które nie będzie straszyć zardzewiałymi konstrukcjami. Czyli jest sporo do zrobienia, ale też sporo już się robi.
No dobrze, ale na co może liczyć przeciętny turysta, który z jakiegoś powodu zapuścił się na te nieznane terytoria?
Przede wszystkim, niech nie liczy na wiele. To nie jest miasto wąskich uliczek, klimatycznych zakamarków i sympatycznych knajpek. To miasto, w którym na zarośniętych trawą hałdach wyznaczono szlaki spacerowe (tak czytałam, nie sprawdzałam, choć mus mozołu na hałdach to byłoby ciekawe doświadczenie). To miasto, w którym czujesz się tak, jakby całkiem niedawno wydarzyło się coś bardzo niedobrego, bo prawie nie ma ludzi na ulicach. To w końcu miasto potwora z Charleroi. Słyszeliście o nim, prawda?
Potwór z Charleroi
Marx Dutroux, bo o nim mowa, to belgijski seryjny morderca, który w 2004 r. został skazany za torturowanie, głodzenie i zamordowanie kilku nastolatek. Swoje ofiary przetrzymywał m.in. w domu w Charleroi. Nic nie poradzę na to, że Potwór z Charleroi to moje drugie skojarzenie (pierwszym jest lotnisko) dotyczące Charleroi. Wszystkie przewodniki zgodnie twierdzą jednak, że to świetna grupa taneczna Charleroi/Danses jest dumą miasta. Nie wiem, nie znam, nie słyszałam.
No dobrze, zostawmy seryjnych morderców, zapraszam Was do historycznego centrum miasta, na plac Karola II (tutaj można jeszcze spotkać jakichś ludzi). Przy budowie placu inspirowano się renesansowymi zasadami. Plac ma kształt sześciokąta, odchodzi od niego 9 ulic i znajduje się przy nim. m.in. ratusz i bazylika św. Krzysztofa.
Bazylikę zaczęto budować w 1667 roku. Zdaje się, że tak naprawdę to nie jest bazylika, ale zwyczajowo tak nazywa się ten kościół, może ze względu na imponującą, prawie 50-metrową kopułę. Z wizyty w środku zapamiętam głównie całą grupę uchodźców (tak sądzę), którzy chronili się tam przed zimnem.
Poza kościołem, przy placu znajduje się także ratusz, który zwraca uwagę, ale jednak nie powala. W latach 30. ubiegłego wieku miasto przeżywało swój rozkwit. Przybywało mieszkańców, dlatego też zdecydowano się na budowę nowego ratusza. Na pewno bardzo się starali, żeby było ładnie, ale w Leuven wyszło im dużo, dużo lepiej.
Dumą i chwałą Charleroi jest ta imponująca wieża zegarowa, która została wybudowana w 1936 roku. Jest ona wpisana na listę UNESCO, razem z 32 innymi belgijskimi wieżami. Ta jest wyjątkowa, bo jest najmłodsza. Ale czy nie uważacie, że ciekawsze są te szpony, które widać po prawej stronie?
Nie wiem dokładnie, co ma symbolizować ta konstrukcja, ale wiążę to z obecnością Pałacu Sztuk Pięknych zaraz obok (choć czy to jest piękne? dyskutowałabym) oraz z przemysłową przeszłością Charleroi. Uważam, że ta instalacja doskonale podsumowuje to miasto. Tak wyglądają sztuki piękne w Charleroi:
Ciekawe są rzeźby dwóch lwów, które znajdują się przy gmachu sądu. Mają one stać na straży ładu i porządku. Artysta, który wyrzeźbił te lwy, słynie podobno właśnie z rzeźbienia lwów, tak więc są to lwy najwyższej jakości.
Ten przedziwny, futurystyczny budynek to wbrew pozorom nie elektrownia atomowa z oknami. To siedziba policji. 75-metrowy budynek został zaprojektowany przez (podobno) słynnego architekta Jeana Nouvela. Uważam, że ten czarny termos doskonale komponuje się z postaciami z komiksów, które widać po prawej stronie.
W Charleroi działa centrum kulturalno-teatralne, które nazywa się Eden. W czasach rozkwitu miasta na przełomie wieku 19 i 20, otwierały się tu kolejne teatry. Jednym z nich był właśnie Eden. Po jakimś czasie przekształcono go w szkołę, ale dziś znów jest miejscem, gdzie można się, że się tak wyrażę, ukulturalnić. Le paradis c’est ici, a więc raj jest tutaj. Mimo wszystko – chyba jednak nie.
Belgowie mają pewną obsesję, a jest nią pierwsza wojna światowa. Druga w sumie też, ale w mniejszym stopniu. W każdym chyba mieście i miasteczku, w którym do tej pory byłam, napotkać można tablice, monumenty, pomniki i statuy związane z wojną. Nie inaczej jest z Charleroi, które mocno ucierpiało w czasie I wojny światowej. W jednym z miejskich parków jest pomnik upamiętniający miejsce, z którego belgijskie wojsko podobno ruszyło na front.
Wiecie, co mi się najbardziej podobało w Charleroi? Szkoła. Jakaś taka zwykła, normalna szkoła. Nie wiem tylko, jak mam rozumieć trupią czachę, którą umieszczono na jednym ze znaków. W ogóle te znaki jakieś takie dziwne są. Niby różowo, kolorowo, ale trochę niepokojąco. Dziwna ta szkoła.
Jeśli samotne przemierzanie wyludnionego miasta was znudzi, zawsze można odpocząć na kanapie. Na przykład o takiej:
Jednym z ładniejszych miejsc w Charleroi jest według mnie odnowione nadbrzeże nad rzeką Sambrą. A może po prostu byłam tam w czasie zachodu słońca, a wtedy wszystko wygląda jakoś tak lepiej…
Ta dumająca postać to rzeźba symbolizująca pracowników fabryk i kopalń, którym w ten sposób oddano hołd. Znajduje się ona na moście króla Baldwina, a w tle widoczny jest budynek dworca.
Jeśli najdzie Was kiedyś ochota, żeby odwiedzić Charleroi, doradzam najpierw przyjąć taką pozycję, jak postać powyżej (a więc pogrążyć się w głębokiej zadumie) i pozostać w niej przynajmniej przez 10 minut. Jeśli po tym czasie nadal będziecie zdeterminowani, to jedźcie. Ale pamiętajcie – ja ostrzegałam. Wynik mojego śledztwa jest następujący: Charleroi to bardziej lotnisko niż miasto. Nie każde miasto może być piękne, trzeba się z tym pogodzić. Zamierzam w dalszym ciągu traktować Charleroi jako dogodną stację przesiadkową – bramę do lepszego świata 😀
Bardzo dobrze mi się CIebie czyta. Pomimo tego. że mieszkam w Belgii prawie 7 lat wiem o niej bardzo mało a Twoje podróże i odkrywanie Belgii po kawałku przybliżyły mi kraj, który stał się moim domem. Napewno skorzystam z Twoich doświadczeń mając również na uwadze wskazówki, które umieściłaś na stronach Twojego bloga.
Cieszę się, że to o czym piszę może być dla kogoś przydatne 🙂 Życzę powodzenia w odkrywaniu Belgii, jest tu trochę miłych zakątków do odwiedzenia (no, może nie Charleroi ;). Pozdrawiam!
Nie do końca jestem w stanie się z tym zgodzić 😉 podaj e mail to podeślę ci parę ładnych kadrów tego miasta 🙂
No cóż, widocznie nie dotarłam wszędzie 😁 Ale myślę też, że na moją opinię o Charleroi wplynęła tradycyjna, szara i posępna belgijska aura 😅