Ten wpis jest próbą uporządkowania moich wspomnień z pięciodniowego pobytu w Szkocji we wrześniu 2015 r. Zebrałam tu kilkanaście istotnych, mało istotnych i zupełnie nieistotnych spostrzeżeń (z przewagą tych ostatnich). Spędziłyśmy prawie trzy dni w Edynburgu, jeden w Glasgow i jeden u potwora z Loch Ness. Co szczególnie zapadło mi w pamięci?
Miesiąc: marzec 2016
Tatry: z wizytą na Zawracie
Pora sięgnąć do górskich archiwów. Rok 2013, lipiec, Zakopane, godzina czwarta rano. Dzwonek budzika. Żart jakiś chyba? Ach, no tak. Przecież Zawrat czeka. No nic, trzeba ruszyć zwłoki i iść. Wszak pójdziesz bo iść musisz, bo cię los do marszu zmusił. No to idę, hej Zawracie, wpadnę dziś z wizytą! Tylko to trochę potrwa, bo droga do ciebie daleka.
W Tatry marsz: Szpiglasowy Wierch
Rok ma 365 dni, a urlopu nie chcą dać więcej niż 26. Ta dysproporcja jest powalająca i śmiało można określić ją mianem skandalu. Co by się jednak nie działo, jedno jest pewne: Tatry trzeba odwiedzić każdego roku, choćby nawet tylko na weekend. W 2015 r. udało mi się spędzić pod Tatrami cały tydzień. Tradycyjnie już umordowałam się jak zwierzę, i – także tradycyjnie – nieustająco jestem zachwycona naszymi wspaniałymi górami. Czytaj dalej „W Tatry marsz: Szpiglasowy Wierch”
Jeden dzień w Antwerpii
Skoro już zawitałyśmy do Belgii, szkoda byłoby ograniczać się jedynie do Brukseli. Wpadłyśmy zatem z wizytą do uroczej Antwerpii, która przywitała nas szaloną pogodą, wąskimi uliczkami i imprezą pod katedrą. To bardzo przyjemne miasto portowe, jedno z ważniejszych w Europie, jest też słynnym ośrodkiem szlifowania diamentów. Co prawda nie widziałyśmy nawet pół diamentu, ale miasto i tak należy zaliczyć do tych zdecydowanie wartych odwiedzenia.
Bruksela: tropem sikających istot
Każdy ma to, na co sobie zasłużył. Paryż ma wieżę Eiffla, Rzym ma Koloseum, Warszawa Pałac Kultury… A Bruksela ma sikające pomniki ze słynnym sikającym chłopcem na czele. Może nie każdy wie, że chłopiec ma siostrę, która też sika, a na brukselskich ulicach spotkać można też psa obsikującego pachołek. I to jeszcze jakoś potrafię zrozumieć, ale uliczne pisuary, z których ochoczo korzystają przechodnie płci męskiej, to chyba moje największe brukselskie zaskoczenie… i zniesmaczenie.
Belgia: nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
Zawsze powtarzam, że ze wszystkich nałogów, jakie istnieją na świecie, mogłabym wybrać jedynie hazard. Reszta jest mało pociągająca. Po wizycie w Brukseli i Antwerpii muszę jednak stwierdzić, że jedzenie słodyczy również jest całkiem interesującym nałogiem. Może i dobrze, że spędziłyśmy tam tylko 3 dni.
Korona Gór Polski: porachunki z Radziejową i szczawnicka sielanka
W Szczawnicy byłam kilka razy, jednak dopiero w czerwcu 2015 r. przyszła pora na zdobywanie Radziejowej, czyli najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego. Ale – jak powiadają mędrcy – co się odwlecze, to nie uciecze. Przedłużony weekend w mojej umiłowanej Szczawnicy zaowocował jedenastym zdobytym szczytem zaliczanym do Korony Gór Polski. Nie ma co ukrywać, trochę się przy tym umordowałyśmy.
Czytaj dalej „Korona Gór Polski: porachunki z Radziejową i szczawnicka sielanka”