Każdy ma to, na co sobie zasłużył. Paryż ma wieżę Eiffla, Rzym ma Koloseum, Warszawa Pałac Kultury… A Bruksela ma sikające pomniki ze słynnym sikającym chłopcem na czele. Może nie każdy wie, że chłopiec ma siostrę, która też sika, a na brukselskich ulicach spotkać można też psa obsikującego pachołek. I to jeszcze jakoś potrafię zrozumieć, ale uliczne pisuary, z których ochoczo korzystają przechodnie płci męskiej, to chyba moje największe brukselskie zaskoczenie… i zniesmaczenie.
Ale zacznijmy od chłopca. Stoi to takie, niepozorne, małe, a wokół kłębią się tłumy turystów z aparatami i telefonami, bo być w Brukseli i nie odwiedzić Manneken Pis to jak być w Warszawie i nie widzieć Pałacu Kultury. Czyli dużo się nie straciło, ale jednak trzeba.
O co w ogóle chodzi z tym chłopcem? Historii i legend na jego temat są dziesiątki. Jedna z nich głosi, że chłopiec był synem belgijskiego króla. W czasie polowania w lesie chłopiec zaginął. Po kilku dniach bezskutecznych poszukiwań pewien leśniczy usłyszał szemrzący strumyczek. Okazało się, że to królewski syn załatwiał swoją potrzebę i wszystko skończyło się dobrze. Podobnych historii można przeczytać lub usłyszeć pewnie z kilkadziesiąt.
Pewne jest, że chłopiec jest najlepiej ubranym mieszkańcem Brukseli. W swojej garderobie ma ok. 900 różnych strojów, a nad jego przebraniami czuwa specjalny komitet. Trzeba mu przyznać, że umiał się ustawić.
Dziewczynka nie miała tyle szczęścia. Jest w ogóle mniej popularna, zamknięta za kratami i na dodatek bez ubrania. Cóż, taki los. Podobno właściciel pobliskiej restauracji chciał zwiększyć popularność swojego lokalu, dlatego kazał postawić obok rzeźbę sikającej dziewczynki. Statuę i fontannę z dziewczynką, czyli Jeanneke Pis, można spotkać przy Rue de Bouchers 12.
Pewnym wyzwaniem było odnalezienie sikającego psa, o którym przeczytałam w przewodniku. Szczęśliwie udało nam się odnaleźć zwierzaka, czyli Zinneke Pis. Załatwia on swoją potrzebę na rogu Rue des Chartreux i Rue du Vieux-Marche. Piesek został ustawiony tu dopiero w 1998 r., więc jest stosunkowo świeżym nabytkiem.
Może nie do końca rozumiem tę fascynację sikającymi postaciami, ale całkiem zabawne było chodzenie po mieście i szukanie sikających statuetek. Warto złożyć wizytę u całej trójki – u chłopca, dziewczynki i psa.
Zupełnie inną kwestią są miejskie pisuary, które nie są już niestety jedynie statuetkami. Można z nich korzystać i panowie chętnie to czynią. Moje poczucie estetyki, które nie jest jakoś specjalnie wykształcone, bardzo protestowało. Takie widoki i zapachy zupełnie nie przystają do eleganckiej, dostojnej Brukseli.
Na szczęście miasto ma też inne, dużo lepsze oblicze, które przybliżę w kolejnych wpisach. Już bez elementów sikających.
Przeczytaj też: Belgia – nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
„Dużo się nie straciło, ale jednak trzeba” – zdanie cudne! Kiedy dokładnie odwiedziłaś Belgię?
Dokładnie byłam w pierwszy weekend marca, wylot w piątek 4 po południu, powrót w poniedziałek 7 wieczorem 🙂
Ja też nie słyszałam o Jeanneke. Podejmuję wyzwanie odnalezienia sikających istot 🙂
Nie ma problemu, będziemy szukać! 🙂