Brugia to mój absolutny numer jeden w zestawieniu miast, które kocham i których nienawidzę jednocześnie. Z jednej strony trudno się nie zachwycać wąskimi uliczkami, kolorowymi fasadami domów, siecią kanałów, zaułkami, w których można się pogubić. Z drugiej strony – czar tego miasta trochę pryska, kiedy trzeba walczyć o przetrwanie w tłumie turystów. W końcu jest to jedno z najczęściej odwiedzanych miast w Europie… Mimo wszystko jednak uważam, że warto tam zajrzeć i spróbuję pokazać Wam, dlaczego.
Miesiąc: maj 2017
Belgia: niebieski las Hallerbos
O niebieskim belgijskim lesie wyczytałam gdzieś w internecie, potem ktoś mi o nim powiedział, a w kwietniu wszyscy mówili już tylko o tym. Byłaś? Jedziesz? Hiacynty już zakwitły? Ok, trzeba poczekać jeszcze tydzień. Zdążyłam w ostatniej chwili, kiedy część kwiatów już przekwitła. Ale i tak było ładnie, bo las i kwiatowe dywany to niezawodne połączenie.
Maroko: przedsionek piekła w Marrakeszu
Marrakesz – serce Maroka, mekka backpackerów, miasto tętniące życiem, absolutne must see, trzeba jechać, trzeba się zachwycić. Tak pisali, a ja uwierzyłam. I trafiłam w sam środek największego bazaru, jaki w życiu widziałam. Bazaru, który cię pochłonie, osaczy, omami zapachami i kolorami, a na koniec weźmie jako zakładnika. Bo medyna w Marrakeszu to nie przelewki – niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto tu był, i nigdy nie zgubił się w jej wąskich uliczkach i ciasnych zaułkach. Kultowy Marrakesz? Dla mnie raczej przedsionek piekła, ale spróbuję wykrzesać z siebie nieco entuzjazmu. W końcu już tam byłam, czyli nie muszę tam wracać.