Andora: kronika zachwytów (2)

Po kilku miesiącach od wyjazdu do Andory, siedząc w Warszawie i słuchając deszczu padającego za oknem, postanowiłam w końcu zebrać do kupy wszystkie andorskie zachwyty i umieścić je na blogu – ku potomności, bym nigdy nie zapomniała, jak piękna jest Andora! Zapraszam na drugą część kroniki zachwytów!

W październiku 2020 roku w Andorze spędziliśmy prawie dwa tygodnie , a to dużo czasu na zachwyty. O ośmiu zakątach tego niewielkiego kraju, które urzekły nas najbardziej, przeczytacie w pierwszej części wpisu – Andora: kronika zachwytów (1). Tymczasem zachwytów było znacznie więcej!

ZACHWYT NUMER 9
Pic de Casamanya (2740 m.n.p.m.)

Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie trzeba wejść na szczyt, żeby się zachwycić. My na przykład nie weszliśmy – pokonał nas wiatr, lodowaty i niespecjalnie przyjemny, musieliśmy więc zadowolić się widokiem „parującego” wierzchołka. Niech was nie zmyli piękne słońce i sielskie widoki – dmuchało tak, jakby chciało nas zwiać z tej góry! Wdrapaliśmy się mniej więcej na wysokość 2300 m., po czym oświadczyłam, że już mi się nie chce wchodzić na ten szczyt i zawróciliśmy. Na szczęście nieco niżej udało nam się znaleźć osłonięty od wiatru zakątek i spędziliśmy tam dobre pół godziny pijąc herbatę i delektując się krajobrazem.

Pic de Casamanya to popularny cel wycieczek. Szlak rozpoczyna się na przełęczy Coll d’Ordino, a do podejścia jest około 800 metrów – bez przepaści i jakiejś wymyślnej wspinaczki. Czysta radość i jeszcze czystszy zachwyt (choć wietrzny) – tym razem numer 9!

ZACHWYT NUMER 10
Urodziny w dolinie Madriu-Perafita-Claror

Dolina Madriu-Perafita-Claror, wpisana na listę UNESCO, oferuje niezliczone możliwości w dziedzinie mozołu. Szlaków tu co niemiara, a my zdecydowaliśmy się na przyjemny, około dwugodzinny spacer z Engolasters do schroniska Fontverd. W planie była dalsza wędrówka, ale popełniliśmy strategiczny błąd – rozłożyliśmy kocyk i zalegliśmy pod schroniskiem, żeby trochę odpocząć. Słońce grzało tak przyjemnie, strumyk szumiał tak kojąco, że… zasnęłam! Potem nie było już mowy o żadnych mozołach… Polecam tę dolinę każdemu na świętowanie (kolejnych!) osiemnastych urodzin – nie będziecie żałować! I nie, zdjęcia nie kłamią – było pusto, cicho, spokojnie. Zachwyt numer 10 melduje się na liście.

ZACHWYT NUMER 11
Dolina Coma de Ransol i schronisko Coms de Jan

Kolejny dowód na to, że niewejścia na szczyt też są piękne! Dolina Coma de Ransol zdecydowanie okazała się warta mozołu. Zostawiliśmy samochód na końcu drogi w dolinie i ruszyliśmy przed siebie. Zaczęło się niewinnie – przyjemna ścieżka, ciepłe, jesienne słońce, sielskie krajobrazy. Dość bezboleśnie dotarliśmy do schroniska Refugi de Coms de Jan (2220 m.n.p.m.), gdzie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę.

Zgodnie stwierdziliśmy, że mozołu było za mało, więc postanowiliśmy wejść na przełęcz Collada de Jan (2653 m.nmp.m.). Szybko się jednak okazało, że za schroniskiem jesień ustępuje miejsca zimie. Znowu przyszło nam brodzić w śniegu i szukać oznakowań szlaku. Czarno-biały krajobraz nie był specjalnie przyjazny, a do tego po południu prognozowano opady. Dotarliśmy więc do bezimiennej przełęczy – nie była to na pewno przełęcz Collada de Jan, ale uznaliśmy, że też jest spoko i nam wystarczy. Zarządziliśmy odwrót wracając po własnych śladach. W okolicy schroniska spędziliśmy jeszcze jakiś kwadrans nad jeziorkiem, jedząc przekąski, pijąc herbatę i obserwując chmury nadchodzące znad przełęczy, na której jeszcze jakiś czas temu byliśmy. W pewnym momencie usłyszeliśmy grzmot – nie potrzebowałam lepszego motywatora, aby szybko i sprawnie zleźć na dół do samochodu. Szczęśliwie skończyło się tylko na drobnym deszczu. 11 andorski zachwyt? Tylko w dolinie Ransol!

ZACHWYT NUMER 12
Coma Pedrosa (2942 m.n.p.m.
) – najwyższy szczyt Andory

Żeby nie było, że specjalizujemy się w niewchodzeniu na andorskie szczyty, dla odmiany udało nam się wleźć na Coma Pedrosa – najwyższy andorski pagór. Startowaliśmy w Arinsal, na wysokości około 1580 m.n.p.m. Na początku otaczała nas piękna, październikowa jesień, jednak wyżej królowała już zima. Sam szlak jest bardzo ciekawie poprowadzony, po drodze mijaliśmy schronisko (otwarte!), dwa stawy: Estanys de Comapedrosa i Estany Negre, a powyżej stawów czekało na nas wszystko to, co najlepsze: eskpozycja, wspinaczka wymagająca użycia rąk i zalegające płaty śniegu, które próbowaliśmy omijać.

Na szlaku, biorąc pod uwagę tutejsze standardy, tłum ludzi – spotkaliśmy około 10 osób. Zejście inną trasą (zdecydowanie zbyt stromą!) i trawers zaśnieżonego zbocza stawu Estany Negre mocno podniosły mi ciśnienie. Trafiła nam się pogoda marzenie – było bardzo ciepło, prawie bezwietrznie, a lekki deszczyk pojawił się dopiero kiedy byliśmy już przy parkingu. Coma Pedrosa zdobywa mocny, dwunasty zachwyt dla Andory!
PS. Rozważałam nawet przygotowanie wpisu o wejściu na najwyższy szczyt Andory, ale Wojtek z Idę, albo nie idę zrobił to tak dobrze, że ja już chyba nie muszę. Czytajcie TU.

ZACHWYT NUMER 13
Wszystkie te kościółki pochowane między wzgórzami
i wioskami

To jeden z najbardziej charakterystycznych widoków w Andorze – romańskie, kamienne budowle sakralne przycupnięte gdzieś przy drodze, na zakręcie, w środku niczego bądź wprost przeciwnie – wśród zabudowy miasteczka. W niektórych kościołach można podziwiać np. oryginalne freski z 12-13 wieku. Świątynie są w większości udostępnione do zwiedzania, ale w określonych dniach i godzinach. My oglądaliśmy je tylko z zewnątrz, ale nie mam wątpliwości, że objazd Andory szlakiem romańskich kościołów byłby ciekawym doświadczeniem. Zachwyt numer 13 na koncie Andory!

ZACHWYT NUMER 14
Shopping w Pas de la Casa

Słowa „shopping” i „zachwyt” użyte w jednym zdaniu? W Andorze to możliwe! Zacznijmy od tego, że aby dostać się do Andory samochodem od strony francuskiej, musimy wdrapać się na wysokość 2408 m.n.p.m., na przełęcz Envalira, najwyższą w Pirenejach (no dobra, jest opcja przejazdu płatnym tunelem, ale to rozwiązanie tak niemozolne, że lepiej je przemilczeć). Nieco niżej, po andorskiej stronie, znajduje się miejscowość Pas de la Casa (2100 m.n.p.m.) To królestwo shoppingu – znajdziecie tu mnóstwo sklepów, w których zakupicie co dusza zapragnie, szczególnie jeśli akurat dusza pragnie sportowych ciuchów i obuwia. Jeśli jednak shopping na wysokości tatrzańskich szczytów nadal do Was nie przemawia, to zapewniam, że warto się tam wybrać tylko dla samych widoków. Uwaga! Polecam wyłącznie miłośnikom serpentyn i mocnych wrażeń! Pas de la Casa zapewnia Andorze zachwyt numer 14.

ZACHWYT NUMER 15
Jezioro Engolasters

No dobra, przyznaję – był to raczej zachwyt z kategorii tych skromniejszych, ale mimo wszystko wartych odnotowania. Jezioro Engolasters jest jednym z najważniejszych i najbardziej popularnych jezior w Andorze. Można tu dojechać samochodem i jeśli zdecydujecie się je odwiedzić, prawdopodobnie nie będziecie sami. Jezioro stanowi pewną tajemnicę – jego pochodzenie nie jest do końca znane, a na dodatek nie zasila go ani nie wypływa z niego żadna rzeka. Dziś jest to zbiornik wodny, a w pobliżu znajduje się elektrownia wodna – związana z tym infrastruktura niestety trochę burzy krajobraz. Stąd zachwyt umiarkowany, ale jednak jest, i to już numer 15!

ZACHWYT NUMER 16
Andorra la Vella, czyli jedno wielkie centrum handlowe

I znowu jakieś zachwyty nad centrami handlowymi! Serio, Musie Mozołu?! Andorra la Vella, najwyżej położona europejska stolica (1023 m.n.p.m.), to taki duży kompleks handlowy wciśnięty między pirenejskie pagóry. Poza zatrzęsieniem sklepów i hoteli, znajdziemy tu także kilka całkiem miłych dla oka zabytków, jak np. kościół św. Stefana czy Casa de la Vall – historyczną siedzibę Parlamentu. Bardzo przypadła mi też do gustu rzeźba (podobno oryginalna) Salvadora Dali – Szlachetność czasu, a także most paryski przerzucony nad rzeczką La Valira, która płynie przez miasto i robi przy tym niemało hałasu… Miłośnicy mozołu również nie będą zawiedzeni – Andora to miasto piętrowe, gdzie ciągle jest albo pod górę, albo w dół. My wybraliśmy się na spacer trasą widokową Rec del Solà i śpieszę donieść, że pierwsze andorskie zadyszki zaliczyłam właśnie tam. Miasto z góry prezentuje się jednak wyśmienicie. To już 16 zachwyt na koncie Andory!

ZACHWYT NUMER 17
Els Cortals d’Encamp, czyli (podobno) najpiękniejsze łąki Andory

Grzejcie silniki, bo aby dotrzeć do tych spektakularnych andorskich łąk, trzeba będzie dostać się na wysokość ponad 2000 metrów. Droga, jak to zwykle bywa w takich miejscach, pełna jest zakrętów i okazji do stoczenia się w przepaść. Co czeka na Was na górze? Spokój, przestrzeń, pastwiska, krowy i konie. Chętnie mogą nawet wleźć na szczyt Coma d’Ensagents. Do wysokogórskich łąk dojedziecie drogą CD 220 z Encamp. I to właśnie te łąki zdobywają 17 zachwyt dla Andory!

I BONUS – ZACHWYT NUMER 18!
Uważajcie, bo wejście na Coma Pedrosa może skończyć się tak jak na załączonym obrazku. Nie do konca pamiętam pytanie, ale wiem, że się zgodziłam


12 dni w Andorze minęło zdecydowanie zbyt szybko, a te 18 zachwytów to jedynie mały wycinek tego, co oferuje ten mały, ale piękny kraj. Oj, chciałabym to wrócić. Co więcej – planuję tu wrócić… Zobaczymy, jak Świat zapatruje się na moje plany… 😉 No to jak tam, wpadacie do Andory?

Leave a Reply