W Skopje spędziłyśmy w sumie tylko jeden dzień, ale to miasto, które daje się zapamiętać. Oj, zdecydowanie tak. Nie wiem, ile pomników przypada statystycznie na jednego mieszkańca Skopje, ale obstawiam, że nie ma drugiej takiej europejskiej stolicy, tak wdzięcznie „udekorowanej” monstrualnymi posągami. Jeśli niestraszny Wam gigantyczny Aleksander Macedoński na koniu, zapraszam na chwilę do stolicy Macedonii. Tak, właśnie na chwilę, bo tak na dłużej to chyba jednak nie.
W dolinie Wardaru, na styku prawosławia i islamu
Skopje umiejscowiło się wygodnie w dolinie Wardaru, najdłuższej i największej rzeki Macedonii. Początkowo, około V w. p.n.e. osiedlali się tu Ilirowie, którzy założyli osadę Skup. W VI wieku miasto zostało zniszczone przez trzęsienie ziemi (Skopje nie ma szczęście w tej dziedzinie), ale odbudowę przeprowadził Justynian Wielki, czyniąc z osady Skup liczący się ośrodek, położony na dodatek na skrzyżowaniu szlaków handlowych. Kolejne stulecia to częste zmiany właścicieli – Skopje znalazło się pod panowaniem bułgarskim (a nawet było stolicą tego kraju), następnie serbskim, aż w końcu w XIV wieku rozpoczęła się trwająca ponad 500 lat turecka okupacja. Wtedy też wiele kościołów przerobiono na meczety.

Można odnieść wrażenie, że historia Skopje to pasmo nieustających udręk i nieszczęść, które z jakiegoś powodu skupiły się nad tym skrawkiem ziemi. W XVI wieku kolejne trzęsienie ziemi zniszczyło centrum miasta, a wkrótce epidemie dżumy i pożar zdziesiątkowały mieszkańców. W czasie II wojny światowej Skopje było okupowane przez Niemców, a następnie przez faszystowskie siły bułgarskie. Po wyzwoleniu miasto stało się stolicą Jugosławiańskiej Republiki Macedonii. W latach 60. znów nadeszły ciężkie chwile – najpierw katastrofalna powódź, a w 1963 r. ponowne trzęsienie ziemi, w wyniku którego 80% zabudowy miasta zostało zniszczone.

W pomoc Skopje zaangażował się cały świat. ONZ zorganizowało konkurs na odbudowę stolicy, w którym zwyciężył polski projekt. Znaczący udział w pracach miał też japoński architekt Kenzo Tange. Powstająca zabudowa utrzymana była w stylu brutalizmu, a więc dużo betonu i jeszcze więcej szarzyzny. Jednak kilkadziesiąt lat później Skopje bardzo zmieniło swoje oblicze…
Gigantyczne pomniki, złote posągi i okazałe fontanny, czyli SKOPJE 2014
Po lewej Aleksander Macedoński, po prawej car Samuel, a trochę dalej Justynian Wielki. Po drodze co najmniej kilka posągów lwów, kolejna fontanna, jakiś łuk triumfalny. Łącznie w Skopje znajdziemy około 40 pomników przedstawiających bohaterów narodowych lub inne postaci ważne dla macedońskiej kultury.
Wszystko to dzięki projektowi „Skopje 2014”, w ramach którego w mieście zaczęły powstawać neoklasycystyczne budynki (jak np. gmach opery, teatr i muzea), mosty, a nade wszystko gigantyczne posągi. Oficjalny koszt projektu to 200 milionów euro, choć mówi się także o kwocie 500 milionów euro. Czy to było najlepiej zagospodarowane 500 milionów euro w historii nowożytnej? Pewnie nie. Cóż, początkowo nie mogłam pozbyć się wrażenia, że całe to miasto to jakiś żart. Mijałam kolejne monumentalne budowle i pozłacane pomniki uśmiechając się pod nosem z niedowierzaniem. Przypomniało mi się gruzińskie Batumi ze wszystkimi dziwacznymi budynkami i pomyślałam, że dobrze, że przyjechałyśmy do Skopje tylko na chwilę, bo przecież wzywają nas góry Korab. Ale potem zaszło słońce i wiecie co? Moim zdaniem po zmroku Skopje wiele zyskuje. Place, fontanny i pomniki są pięknie oświetlone, upał wreszcie odpuszcza i okazuje się, że może być miło. Choć trochę.





Kamienny Most
To najstarszy zachowany most w Skopje, symbol miasta, który łączy centrum ze starą dzielnicą osmańską leżącą po drugiej stronie rzeki Wardar. Most ma 214 m. długości i powiadają, że Turcy przy budowie wykorzystali kamienne kolumny, na które wcześniej nadziewano głowy przeciwników politycznych. Dokonywano tu zresztą także egzekucji. Aż chce się spacerować.

Čaršija i Stary Bazar
Čaršija to muzułmańska dzielnica położona na północnym brzegu rzeki Wardar. Wystarczy przekroczyć Kamienny most (lub jeden z kilku innych, mostów w Skopje jest pod dostatkiem), aby znaleźć się w zupełnie innym (lepszym!) świecie, pełnym meczetów, łaźni, orientalnych smaków i zapachów, a także, z jakiegoś powodu, sklepów z biżuterią. Polecam, jak zawsze zresztą, zgubić się w wąskich uliczkach, a odnaleźć się tylko po to, żeby zjeść coś dobrego w jednej z wielu knajpek.
Nie miałyśmy niestety czasu na oględziny licznych meczetów rozrzuconych po okolicy, skosztowałyśmy za to Tavče gravče, (po naszemu Tawcze grawcze, to chyba najwdzięczniejsza nazwa potrawy jaką słyszałam!). To gotowana i zapieczona w żaroodpornym naczyniu fasola, podana z pomidorami i paprykowym ajwarem w towarzystwie sałatki szopskiej. Pycha!






Góra Vodno
Nad Skopje góruje góra, taka z krzyżem, coś jak nasz Giewont. Mus Mozołu nie byłby sobą, gdyby nie postanowił popatrzeć na miasto ze szczytu. Co prawda żelazna zasada mozołu została złamana i na górę Vodno wjechałyśmy kolejką gondolową, ale to było już po zdobyciu Korabu, tak więc czuję się rozgrzeszona.

Góra Vodno ma 1066 m.n.p.m. Na szczycie wzniesiono 75-metrowy żelazny krzyż, a konkretnie Krzyż Milenijny, który denerwuje Albańczyków, uważających go za prowokację. Z góry rozciąga się widok na dolinę Wardaru, znajdziemy tam także kawiarnie, huśtawki i rozpadające się tarasy widokowe (poważnie, lepiej tam uważać). Nie napiszę raczej, że to najpiękniejsze miejsce jakie w życiu widziałam, ale góra to góra i trzeba było tam pojechać.
Z dworca autobusowego zawiezie nas tam autobus miejski (numeru nie pamiętam, ale wystarczy zapytać kogokolwiek o górę Vodno), a dalej możemy iść piechotą (mozół będzie z was dumny!) lub wjechać wygodnie kolejką (100 MKD, ok. 7 zł).




W Skopje nie widziałyśmy wszystkiego. Nie dotarłyśmy na przykład do kamiennego akweduktu ani do twierdzy wzniesionej na wzgórzu. Udało nam się za to pogubić w ciemnych uliczkach, do których nie zapuszczają się raczej turyści, jednak ze wsparciem zawsze miłych i chętnych do pomocy Macedończyków udało nam się odnaleźć nasz hostel. Skopje mnie urzekło, ale przede wszystkim swoją historią, tak skomplikowaną i niestety również tragiczną. Nikt mnie jednak nie przekona, że szalony pomysł naupychania w stolicy niezliczonej ilości rzeźb i posągów (najlepiej złotych!) fontann, mostów, parków i esplanad może się udać.
A najmilej i tak będę wspominać rozmowę z właścicielem naszego hostelu, który stwierdził, że w góry Macedonii jeżdżą tylko Polacy, Czesi i Słowacy. Potem dodał, że wprowadzamy ich w kompleksy, bo znamy ich góry lepiej niż oni sami, a na koniec stwierdził, że jesteśmy crazy Polish people. Mus Mozołu pięknie dziękuje za ten wspaniały komplement!




Będąc w Skopje warto zajrzeć do Kanionu Matka! Piękne miejsce, może byłyście?
Tak, zajrzałyśmy do kanionu. Zgadzam się, ładnie tam 🙂
Super relacja i świetne zdjęcia! 🙂
Magda
Mega zdjęcia! Muszę się tam kiedyś wybrać 🙂
Macedonia jawi się jak całe Bałkany, z jednej strony betonowo-pomnikowa, z drugiej muzułmański bajzel, ale właśnie ta druga strona najbardziej mi się podoba. I jedzenie na Bałkanach jest super.
Muzułmański bajzel też bardziej do mnie przemawia 🙂 I w jedzeniu zasmakowałam też 🙂
Skopje jest fajne 🙂
Oryginalne – to na pewno 🙂
Masz talent do opowiadania. Doskonale wiem, że targowiska i jedzenie do mnie nie przemówią, że złote lwy i takie tam – przytłoczą – a ubrałaś to w słowa tak, że mimo wszystko chce się sprawdzić 🙂 Super zdjęcia, fajna narracja.
Cieszę się, że mimo zalewu złota i strasznych pomników Skopje może się podobać – przynajmniej w mojej relacji 😉 Pozdrawiam!