Do maja 2016 r. moja wiedza na temat Karkonoszy ograniczała się mniej więcej do tego: gdzieś tam są, razem ze Śnieżką, jakimiś Śnieżnymi Kotłami i schroniskiem Samotnia. Majowy wyjazd w Góry Izerskie i Karkonosze wiele zmienił. Teraz znam już więcej nazw i nawet umiem wskazać je na mapie 🙂
Plan był taki: bierzemy plecaki, łazimy po górach 4 dni, śpimy w schroniskach i zdobywamy 2 szczyty z KGP – Wysoką Kopę i Śnieżkę. Z Wysoką Kopą było sporo zabawy, bo nie prowadzi na nią znakowany szlak, tak więc nie obyło się bez biegania po bagnach w poszukiwaniu szczytu. Ze Śnieżką było dużo łatwiej. Trudno jej zresztą nie zauważyć, piętrzy się dumnie i widać ją z daleka, no chyba że akurat przesłoni ją mgła. A szansa na to jest spora, bo jeśli wierzyć mojemu przewodnikowi, to średnio przez 300 dni w roku jej wierzchołek ginie we mgle.
Ale zanim wlazłyśmy na Śnieżkę, poszwendałyśmy się trochę po Górach Izerskich i Karkonoszach. Po zejściu z Wysokiej Kopy trafiłyśmy do Szklarskiej Poręby, ale szybko stamtąd uciekłyśmy, bo wszystkie te Karpacze i Szklarskie w majowy długi weekend to nie jest to, co lubię najbardziej. Trzeba uciekać w górę, na Szrenicę, bo tam śpimy. Po drodze odwiedzamy wodospad Kamieńczyka – najwyższy wodospad w polskich Karkonoszach.
Mamy do pokonania ok. 700 m. podejścia i idziemy już trochę jak zombie – Góry Izerskie nieco nas wcześniej sponiewierały. Nie ma to jak widok schroniska po długiej wędrówce. To pierwsze to schronisko na Hali Szrenickiej, ale nieco wyżej widać już i nasz schron na szczycie Szrenicy.
Najpierw rzuciłyśmy się na jedzenie, potem na prysznic. Nie było jednak czasu na długie kąpiele, bo z korytarza dobiegły nas nawoływania, że trzeba iść obejrzeć zachód słońca. Oczywiście, są przecież priorytety i nawet mokra głowa nie jest wymówką. Tak więc szrenicki zachód słońca. Ależ było zimno.
Naszym kolejnym celem jest schronisko Odrodzenie. Z samego rana opuszczamy Szrenicę (bardzo polecam to schronisko!) i ruszamy w dalszą drogę Głównym Szlakiem Sudeckim.
Im wyżej tym więcej śniegu. Dochodzimy do Śnieżnych Kotłów i jest już naprawdę śnieżnie.
A potem śniegu jest jeszcze więcej. Przedzieramy się dzielnie przez wszystkie przeszkody, zbaczamy z czerwonego szlaku i odwiedzamy Martinovą boudę, gdzie próbujemy czeskich knedliczków. Są jadalne, ale na pewno nie w takich ilościach. Porcje, które dostałyśmy, były gigantyczne.
Wieczorem docieramy do schroniska Odrodzenie, podziwiamy kolejny zachód słońca i przy wsparciu grzanego wina planujemy następny dzień.
Przed nami ostatnie wyzwanie- Śnieżka.
Niestety Śnieżka w weekend majowy przeżywa prawdziwe oblężenie. Nie ma wyjścia, dołączamy do potoku turystów wchodzących na szczyt. Na górze leży sporo śniegu i jest ślisko, a dzikie tłumy nie ułatwiają zadania. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze przed chwilą chodziłyśmy po pustych szlakach, a teraz czujemy się jak nad Morskim Okiem w wakacyjne popołudnie. Czyli źle. Trudno, wchodzimy na górę, robimy co mamy do zrobienia i idziemy w dół.
Prawdziwe odkrycie jest jednak dopiero przed nami – to schronisko Samotnia, położone przepięknie nad Małym Stawem, z dala od ludzkości. Z zewnątrz prezentuje się bajecznie, a w środku panuje prawdziwie schroniskowy klimat. Wieczorem ktoś nawet przygrywał nam na pianinie. Dla mnie zdecydowany numer 1 spośród schronisk, które odwiedziłyśmy w Sudetach. Nawet nazwa jest idealna.
Początkowo miałyśmy w planach spacer po okolicy, taki na dobicie, jednak okazało się, że po brodzeniu w śniegach nasze buty potrzebują pilnie suszenia w kotłowni, a poza tym zaczęło padać. W związku z tym zostałyśmy uziemione, ale uziemienie w Samotni to czysta przyjemność. Dzięki temu po wielu latach przypomniałam sobie, jak fajne są szachy 🙂
Kolejnego dnia rano czekała na nas niespodzianka. Okazało się, że kiedy nie patrzyłyśmy, nadeszła prawdziwa zima. Nasz widok z okna pokoju pasuje raczej do Bożego Narodzenia niż do weekendu majowego:
Cóż za łaska ze strony pogody, że obdarowuje nas czymś takim w dniu naszego wyjazdu, a nie przez całą majówkę. Jemy śniadanie oglądając przez okno padający śnieg. Mam nadzieję, że kolejny raz spotkamy się dopiero w grudniu. Opuszczamy piękne Karkonosze, spływamy na dół do Karpacza, gdzie śnieg zamienia się w deszcz i wracamy do cywilizacji.
Dzień po naszym powrocie na Facebooku schroniska Samotnia pojawiło się ogłoszenie, że poszukiwana jest osoba do pracy w bufecie. Przypadek? 🙂
PASMO: Karkonosze
SZCZYT: Śnieżka
WYSOKOŚĆ: 1602 m.n.p.m.
ATAK SZCZYTOWY: 03.05.2016 r.
BASE CAMP: schronisko Odrodzenie
POCZĄTEK SZLAKU: schronisko Odrodzenie
Był to mój 17 z 28 szczytów zaliczanych do Korony Gór Polski
Śnieżkę zdobyliśmy rok temu ale latem. Zimą widzę fajnie gdyż nie ma tyle ludzi co latem 😉 Można odpocząć
to w zasadzie maj był, więc już bliżej lata 🙂
„Moje” góry! 😀 Samotnia to faktycznie taka karkonoska perełka. Ja całą KGP już mam za sobą. Jaki jeszcze sudeckie szczyty przed Tobą? Pozdrawiam! PS. Dodaję adres w linki u siebie, bo jak najbardziej na to zasługuje! 🙂
Samotnia jest niepowtarzalna 🙂 Trochę mi jeszcze tych Sudetów zostało, łatwiej mi wymienić, co już mam – Śnieżkę, Wysoką Kopę, Skopiec, Szczeliniec, Chełmiec i Ślężę. Została reszta Sudetów i Rysy. Jest co robić 🙂
Dzięki za dodanie linku, ja polubiłam Twój profil na fb, zajrzałam na bloga i na pewno będę częstym gościem – sądzę, że znajdę u Ciebie wiele ciekawych pomysłów i górskich inspiracji. Fajnie, że na siebie trafiłyśmy 🙂
Pozdrawiam,
Agnieszka
A Sudety, a szczególnie Karkonosze i Izery to moje ukochane góry. Bywam tam od dziesiątek lat 2-3 razy w roku. I wiem, że nawet w sezonie ani w Karpaczu, Szklarskiej, czy Świeradowie nie ma 10% tych ludzi co są w Zakopanem, nad Morskim Okiem, w Pieninach czy Gorcach.