Pozostając w temacie mgły, proponuję krótką wizytę w słowackich Tatrach, a dokładnie nad zamglonym Zielonym Stawem Kieżmarskim. Miały być nieziemskie widoki, była klimatyczna mgła, a całe show i tak skradł kot, z niewielką pomocą psa.
Nad Zielony Staw Kieżmarski trafiłam w lipcu zeszłego roku, a zachęcił mnie do tego ten tekst. Kuszone wizją pięknych widoków i pustych szlaków załadowałyśmy się z moją siostrą do autobusu odjeżdżającego z Zakopanego o 6.15, godzinę później byłyśmy w Białej Wodzie.
Podobno Zielony Staw to cel pierwszej zanotowanej w kronikach turystycznej wycieczki. Szał, sięgamy do korzeni. Przed nami 3 godziny drogi nad Zielony Staw. Idziemy wzdłuż strumyka zastanawiając się, jaka jest szansa na spotkanie niedźwiedzia. Ludzi brak, zwierząt jak na razie też. Niestety widoki także marne, bo nad wszystkim króluje mgła. Liczyłam, że może uda mi się zobaczyć i rozpoznać Durny Szczyt, bo czuję jakąś dziwną więź z tą górą, ale niestety ukrył się za mgłą.
Zielony Staw Kieżmarski we mgle wygląda tak:
Szkoda, że góry do połowy pływały we mgle, ale widok i tak robił wrażenie. Do tego zupełna cisza, tylko kilku turystów, kot i pies. No właśnie.
Kot zdecydował, że zje z nami obiad. A w zasadzie – zje nasz obiad. Najlepiej w całości, natychmiast. Co tam jeszcze macie? Pomidor? Mrrr, dawaj go! Kanapka? Moja kanapka! A ta zupa to z czego? Nieważne, i tak zjem!
A po wszystkim pójdę spać:
Gdybym mogła wybrać formę istnienia, chciałabym być tym kotem. W schronisku nad Zielonym Stawem mieszka także pies. Pies, jak na prawdziwego gospodarza przystało, wita każdego przybysza, wybiegając na mostek przed budynkiem. Nie ma wątpliwości, kto tu rządzi.
Żegnamy kota i psa, idziemy nad Biały Staw. Jest pod górę, co za niespodzianka. Jest mokro. Jest pusto.
Przerwa na przerwę:
Namierzamy zielony szlak i wędrujemy najpierw w dół, a potem po płaskich polanach. Spotykamy jednego Słowaka, który pyta nas, czy daleko nad Biały Staw. Nie chcemy być nieuprzejme, więc mówimy, że nie. Wokoło piękne widoki, a moja paranoja niedźwiedziowa się nasila. Tutaj to już na pewno jakiegoś spotkamy.
Zamiast niedźwiedzia spotykamy schronisko pod Szarotką (Chata Plesnivec). Pięknie położone, przypomina mi trochę domek na drzewie. Tutaj udaje nam się przeczekać deszcz, który łaskawie wstrzymał się do czasu, aż znalazłyśmy schronienie. Jakie to wspaniałomyślne z jego strony.
A potem to już tylko w dół. Długo, stromo i daleko, a do tego szybko, coraz szybciej, bo w oddali słychać grzmoty… Idź burzo, daj żyć.
Burza szczęśliwie odpuszcza, docieramy do cywilizacji – do Tatrzańskiej Kotliny, gdzie czekamy na autobus powrotny do Zakopanego. Polecam bardzo taki wariant trasy – dobry dojazd, dwa schroniska na szlaku, jeziora, widok na Tatry Wysokie i Tatry Bielskie, ewentualnie widok na mgłę okalającą Tatry Wysokie i Tatry Bielskie. No i oczywiście – możliwość spotkania tatrzańskiego kota i psa. Pilnujcie swojego obiadu.