To w sumie bardzo proste. Chodzi o to, że nie może być za łatwo. Trzeba się sponiewierać, upodlić, umordować jak zwierz. Zadyszeć, zasapać, umrzeć z kilkanaście razy. Obiecać sobie, że już nigdy więcej, że następnym razem człowiek zastanowi się 10 razy zanim zaplanuje trasę, bo z perspektywy kanapy każda trasa dziwnym sposobem wydaje się do przejścia, i to bez większych problemów.
Nie ma, że boli, trzeba iść, jechać, lecieć. Kiedy człowieka dopada mus mozołu, trzeba ruszać. Nieważne, czy będą to polskie góry, czy zagraniczny wojaż, pewne jest jedno – lekko nie będzie. Z musem mozołu nie ma żartów!