Korsyka: GR20 – informacje praktyczne

Załóżmy, że marzycie o tym, żeby się porządnie sponiewierać. Chcecie brudu, potu i łez, czekacie na zew mozołu, przygodę życia, w trakcie której będziecie żałować, że nie wybraliście jednak all inclusive na Malediwach. Mam dobrą wiadomość! Korsykański szlak GR20 spełni wszystkie wasze perwersyjne fantazje o mozołach, a ten wpis dostarczy – mam nadzieję – wielu praktycznych informacji przydatnych przy planowaniu przejścia tej trasy. Zatem czytajcie i ruszajcie w drogę, niech mozół będzie z wami!

Krajobrazy na GR20, część północna.

Grande Randonnée, czyli Wielki Mozół

Tajemniczy skrót GR20 pochodzi od słów Grande Randonnée i oznacza Wielką Wędrówkę, a w wolnym (no dobrze, bardzo wolnym) tłumaczeniu – Wielki Mozół. Dwudziestka w nazwie to wcale nie liczba kryzysów na godzinę, jakich doświadczają na szlaku wędrowcy (tych jest dużo więcej). Korsyka była kiedyś dwudziestym departamentem Francji, stąd też nazwa GR20.

Szlak wije się wzdłuż linii wododziałowej Korsyki i przecina ją na pół. Długość trasy to około 180 kilometrów, a do pokonania jest około 10 000 m. przewyższeń. Na trasie często przyjdzie nam wędrować na wysokości ponad 2000 m.n.p.m. GR20 podzielone jest na 16 etapów. Pokonując jeden etap każdego dnia możemy spokojnie ukończyć trasę w nieco ponad 2 tygodnie, większość osób łączy jednak niektóre etapy i przechodzi całą trasę w 13-15 dni. Oczywiście, można to zrobić także np. w 9 dni, ale to raczej rozrywka dla górskich hardkorów. Rekordzista przebiegł GR20 w 31 godzin i 6 minut. Nie pytajcie, jak to jest możliwe – nie mam pojęcia.

GR20. Nad jeziorem Nino.
W drodze. Dzień drugi.

Z północy czy z południa?

Wędrówkę możemy rozpocząć na północy, w miejscowości Calenzana, bądź na południu w Conca. Kiedy już podejmiemy tę nieodpowiedzialną decyzję o wyruszeniu na GR20, przyjdzie nam zdecydować, w którym kierunku będziemy przemierzać trasę. Wszystkie przewodniki informują, że część północna szlaku jest trudniejsza i zdecydowanie się z nimi zgadzam. Odcinek Calenzana – Vizzavona, a zwłaszcza 4 pierwsze etapy, potrafią nieźle dać w kość – jest długo, stromo i niełatwo technicznie. Część północna GR20 to 9 etapów. Na południu, na odcinku Vizzavona – Conca, jest już nieco łatwiej, a trasa została podzielona na 7 etapów.

Przebieg GR20. Na mapie zaznaczono schroniska, miejscowości Calenzana i Conca, a także Vizzavonę, która rozdziela GR20 na część północną i południową.
Mapa pochodzi ze strony http://www.le-gr20.fr/medias/images/gr20-etapes-refuges.png

Każdy musi więc samodzielnie zdecydować, czy woli na początku zmierzyć się z tym, co najtrudniejsze, czy też rozpocząć łagodniej, od południa. Idąc od Conca (a więc od południa), będziemy podchodzić nasłonecznionymi, południowymi stokami – warto o tym pamiętać, bo temperatury panujące na Korsyce bywają zabójcze. Dojazd do obu miejscowości – zarówno Calenzany, jak i Conca, nie jest najłatwiejszy – polecam zatem autostop, który na Korsyce działał (przynajmniej w naszym przypadku) bez zarzutu.

Jeśli jednak mimo wszystko wolicie transport publiczny (który na Korsyce w zasadzie nie istnieje…), na tej stronie znajdziecie rozkłady jazdy autobusów i pociągów. Gdy startujecie z północy, najlepiej dostać się do Calvi pociągiem, a następnie autobusem do Calenzany (2 autobusy dziennie w sezonie). Do Conca można dostać się autobusem z Porto Vecchio (3 autobusy dziennie w sezonie).

Nie tylko ludzie robią GR20!

My rozpoczynaliśmy nasz mozół z północy i choć po pierwszych czterech dniach chciałam umrzeć, to nie żałuję tej decyzji. Nie wyobrażam sobie pokonywania tych najcięższych odcinków po kilkunastu dniach wędrówki, kiedy zmęczenie byłoby dużo większe. Podobno najwięcej osób, które rezygnują z GR20, czyni to po trzech pierwszych dniach. I mają rację, bo moim zdaniem apogeum mozołu przypada na dzień czwarty: odcinek Asco – schronisko Tighjettu (a w bonusie wejście na Monte Cinto, najwyższy szczyt Korsyki, którzy nie leży bezpośrednio na szlaku). Tego dnia rzeczywiście żałowałam, że nie jestem na all inclusive na Malediwach.

Gdzie spać?

Każdy etap szlaku GR20 przebiega od schroniska do schroniska, dodatkowo (zwłaszcza na południu) znajdziemy bergerie – dawne chatki pasterskie, w których także można czasem zatrzymać się na nocleg. Nocleg w schronisku to koszt ok. 14 euro. Przy każdym schronisku można rozbić swój namiot (koszt: 7 euro od osoby) lub też wypożyczyć namiot na miejscu (17 euro za 1 osobę lub 23 euro przy 2 osobach). Uwaga – miejsca w schroniskach oraz namioty należy zarezerwować wcześniej poprzez stronę internetową – w przeciwnym wypadku jest spora szansa, wszystkie miejsca i namioty będą zajęte! Biwakowanie poza terenem schronisk jest surowo zabronione, gdyż szlak GR20 przebiega przez obszar chroniony – Park Narodowy. W maju tego roku spłonęło jedno ze schronisk (pierwsze od strony Calenzany) – Ortu di U Piobbu, jednakże przygotowano infrastrukturę zastępczą, tak więc znajdziemy tam namioty do spania, sklep, toalety i miejsce do gotowania.

Schronisko Tighjettu

Jeśli chodzi o standard schronisk – cóż, porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy ruszacie na GR20! Mogłabym napisać, że warunki schroniskowe, a zwłaszcza te sanitarne, to syf, kiła i mogiła, ale lepiej chyba traktować to jako część przygody. Zimny prysznic, dziura w podłodze zamiast toalety, obskurne materace w schronisku, miejsce do gotowania, które czasy świetności ma już dawno za sobą (jeśli kiedykolwiek je miało), kolejki do wszystkiego – nie myślcie sobie, że mozół na GR20 kończy się po przybyciu do schroniska, bo tu po prostu zaczyna się jego kolejny akt! Oczywiście, są schroniska, w których infrastruktura wygląda lepiej (np. w Asco), czasem trafi się nawet ciepły prysznic lub nowoczesne, suche toalety, ja jednak w trakcie wędrówki stosowałam prostą zasadę – nie mieć żadnych oczekiwań! Jeśli jesteś pogodzony z losem, wiesz, że po całym dniu wędrówki czeka na ciebie co najwyżej wielka kolejka do jednego, zimnego prysznica, licha toaleta i kiepskie miejsce na namiot, wtedy nawet letnia woda lub czysty kibelek zdają się być najwspanialszymi prezentami od losu. Nie mówiąc już o zacienionym miejscu na namiot! Zresztą z moich prywatnych doświadczeń wynika, że mniej więcej po drugim dniu wędrówki człowiekowi zaczyna być wszystko jedno.

Jeden z wielu wschodów słońca na trasie.

My przemierzaliśmy GR20 z własnym namiotem Naturehike CloudUp2. Sprawdził nam się świetnie w trakcie tej wędrówki (jest lekki, łatwo się rozkłada), choć nie mieliśmy okazji przetestować go w gorszych warunkach (np. w deszczu). Jeśli chodzi o ilość miejsc namiotowych przy schroniskach, to spokojnie – wystarczy ich dla wszystkich, ale trzeba liczyć się z tym, że ci, którzy dotrą do obozu później, będą skazani na gorsze miejscówki – np. w pełnym słońcu, na nierównym terenie itd.

Co jeść?

Wszystko! Na GR20 dopadł mnie prawdziwy, wilczy głód i pochłaniałam nieprawdopodobne ilości jedzenia. Zaczęłam nawet podejrzewać, że całe to GR20 jest jedynie pretekstem do bezkarnego obżerania się! No, ale co dokładnie jedliśmy?

Szef kuchni w akcji! Dziś polecamy wielki gar spaghetti z tuńczykiem, sosem pomidorowym, mielonymi orzechami i ziołami prowansalskimi. Ależ to smakowało!

Od początku zakładaliśmy, że na szlaku będziemy sami przygotowywać posiłki. Mieliśmy ze sobą kartusz gazowy (do kupienia m.in. w Calenzanie, Vizzavonie i Conca), zabraliśmy też sporo własnego jedzenia, którym żywiliśmy się zwłaszcza w pierwszych dniach na trasie. Co jedliśmy? Np. gotowe dania ze wstępnie ugotowanym ryżem i dodatkami, soczewicę niewymagającą długiego gotowania, płatki jaglane i gryczane, makarony, do tego sosy z torebki, czasem trochę mielonych orzechów. W schroniskach kupowaliśmy dodatkowo np. puszkę sardynek lub inne gotowe danie (kultowy cassoulet!), dorzucając to do naszej brei i tworząc najlepsze na świecie danie obiadowe. Mieliśmy też kilka liofilizatów, całą masę batonów, sporo bakalii i około dwudziestu owsianek instant na śniadanie.

W schroniskach znajdziecie produkty, z których możecie sami ugotować sobie obiad, choć wybór (w zależności od schroniska) nie będzie powalający, za to ceny – jak najbardziej. Są schroniska, gdzie kupicie jedynie produkty bazowe, a są też takie, gdzie trafi się arbuz (tak!), pomarańcze, ciasto i inne frykasy. Najlepiej zaopatrzycie się w Asco, na przełęczy Col de Vergio, w Vizzavonie i na przełęczy Bavella. Nie jest to jednak normą, dlatego znów polecam nie mieć żadnych oczekiwań. Lepiej zostać miło zaskoczonym kawałkiem arbuza, niż rozpaczać, że dziś na obiad znów konserwa… Zazwyczaj w schroniskach jest kuchenka gazowa, gdzie możecie przygotować sobie posiłek, choć nie zawsze jest gaz, bywa, że tworzą się tam kolejki, a czasem to miejsce jest tak bardzo oddalone od waszego namiotu, że lepiej wyciągnąć swoją butlę i ugotować sobie coś na miejscu.

Kawa z takim widokiem? Na GR20 to codzienność!

Dla tych, dla którzy chcieliby uniknąć kulinarnych mozołów, jest też oczywiście inne rozwiązanie – można wykupić sobie obiadokolację w schronisku w cenie (zazwyczaj) 19 euro. Nie korzystałam z tego rozwiązania, ale zdecydowana większość osób na szlaku żywiła się właśnie w ten sposób. Z moich obserwacji wynika, że porcje są przyzwoite i można się taką kolacją najeść. My jednak konsekwentnie wybieraliśmy naszą własną kuchnię – po pierwsze dlatego, bo to zwiększa poziom mozołu, a po drugie – za prawie 40 euro, jakie musielibyśmy zapłacić za dwa gotowe posiłki, sami ugotujemy sobie ze cztery obiady dla naszej dwójki.

Co z tą wodą?

W wielu miejscach czytałam, że GR20 jest trudne także ze względu na fakt, że trzeba nosić ze sobą dużo zapasów wody, bo jest niewiele miejsc, w których można ją uzupełnić. My mieliśmy ze sobą 2-3 litry płynów na osobę i spokojnie nam to wystarczało, mimo że trafiliśmy na falę bezwzględnych upałów. Mieliśmy także filtr do wody, ale nie użyliśmy go ani razu.

W jeziorze Cinto wody raczej nie brakuje.

Przy każdym schronisku znajduje się ujęcie wody pitnej, czasem po drodze trafi się jakieś źródełko (zazwyczaj informował o tym przewodnik „Korsyka” z wydawnictwa „Sklepu Podróżnika”). Dodatkowo czasem mijało się po drodze bergerie, w których również można było uzupełnić zapasy. Tam, gdzie było to możliwe, staraliśmy się wypić jak najwięcej. Ani razu nie mieliśmy problemu z brakiem wody.

Ile to wszystko kosztuje?

To oczywiście zależy od kilku czynników – w ile dni pokonacie cały szlak, czy będziecie spać w swoim czy w wynajętym namiocie – a może w schroniskach, czy będziecie sami sobie gotowali czy zamawiali gotowe dania na miejscu, ile wydacie na „przyjemności”, takie jak zimne piwo lub zimna cola (zapewne dużo!). Do tego dochodzi koszt dotarcia na Korsykę i dojazdu na szlak. Ach, no i na trasie nie ma bankomatów, a w schroniskach nie można płacić kartą – trzeba zabrać ze sobą gotówkę! (wydawało mi się to dość oczywiste, ale grupa Brytyjczyków była tym wielce oburzona, więc zaznaczam).

Czy takie widoki nie są czasem bezcenne…?

My na GR20 wydaliśmy niecałe 900 euro, a więc nieco mniej niż 450 euro na osobę. Na pokonanie całej trasy potrzebowaliśmy 16 dni (16.06-1.07.2019), spaliśmy we własnym namiocie, nieśliśmy ze sobą sporo jedzenia (np. liofilizaty itd.), którego wartość szacuję na 50 euro (wliczyłam to w kwotę 900 euro), posiłki przygotowywaliśmy sobie sami, na trasie dokupowaliśmy to, co było niezbędne, nałogowo piłam coca-colę, a Marek zimne piwo. Nie głodowaliśmy, ale staraliśmy się racjonalnie dysponować pieniędzmi. Ok, czasem pozwoliliśmy sobie na burżujstwo, np. kiedy w końcu zeszliśmy do cywilizacji na przełęczy Bavella i zafundowaliśmy sobie obiad w restauracji, albo kiedy w schroniskach można było kupić lody…

Do tej kwoty trzeba doliczyć oczywiście koszty dojazdu na Korsykę, a to już może wyglądać różnie. My pracowaliśmy tu przez prawie pół roku, rzuciliśmy pracę i ruszyliśmy na GR20. Na Korsykę dostaliśmy się promem z Nicei pod koniec grudnia 2018 roku. Za bilety dla dwóch osób i samochód zapłaciliśmy około 70 euro. Wracaliśmy również promem z l’Ile Rousse do Livorno (koszt: ok. 85 euro za 2 osoby i samochód). Do początku szlaku w Calenzanie dotarliśmy autostopem, a po zakończeniu mozołu autostopem przedostaliśmy się z Conca do Porto Vecchio, dalej autobusem do Ajaccio (20 euro od osoby, plus przygoda z autobusem, który zepsuł się w połowie drogi i musieliśmy czekać na drugi), a dalej z Ajaccio do Ponte Leccia pociągiem za ok. 15 euro od osoby. Następnie stopem podjechaliśmy do Lamy, gdzie w końcu udało nam się odzyskać nasz samochód, który czekał na nas zaparkowany na parkingu! Uff!

Poniżej podaję przykładowe ceny różnych produktów, które można kupić w schroniskach (czerwiec 2019):

puszka coli – 3-3,50 euro
piwo – 6 euro
puszka cassoulet – 3 euro
sałatka z tuńczykiem w puszce – 4 euro
chipsy pringles – 2,50 euro
mała puszka sardynek – 2 euro
makaron spaghetti – 3 euro
świeży, ciepły chleb w Asco – 3,50 euro
rolka papieru toaletowego – 1,50 euro
ciastka canistrelli – 5 euro
za zestaw: canistrelli, chleb tostowy, sałatka z tuńczykiem, 2 snickersy, mus jabłkowy, 3 małe dżemiki zapłaciliśmy 21,50 euro
za zestaw: pomarańcza, jabłko, bagietka, puszka coli, mały słoik dżemu zapłaciliśmy 10 euro
dwa omlety i dwa soki pomarańczowe w bergerie – 18 euro
za zestaw: spaghetti, sos boloński, puszka sardynek zapłaciliśmy 9,50 euro

Wyczerpujące informacje na temat cen na GR20 i dużo przykładów znajdziecie na tej stronie, choć uwaga – moim zdaniem nie są to ceny do końca aktualne.

Prawie serce!

Czy naprawdę jest tak trudno?

No, łatwo na pewno nie jest! GR20 jest uważany za najtrudniejszy (a przynajmniej jeden z najtrudniejszych) szlaków w Europie. Nie do końca chciało mi się w to wierzyć i przyznam, że nadal w to nie wierzę, choć przyznaję – jest to szlak bardzo wymagający.

Bywa i tak. W okolicach jezior Melo i Capitello.

Co jest w nim najtrudniejsze? Ja wymieniłabym dwa czynniki. Po pierwsze, GR20 nie daje wytchnienia. Jest bardzo intensywny. Odcinki nie są szczególnie długie – zazwyczaj jest to zaledwie kilkanaście kilometrów, ale w trudnym terenie. Na dystansie 180 kilometrów pokonujemy aż 10 000 metrów przewyższeń (dla porównania – na Głównym Szlaku Beskidzkim na dystansie 500 kilometrów pokonujemy około 21 000 metrów przewyższeń). Pokonałaś 1000 metrów podejścia w trudnym terenie? Super, nie licz teraz na łatwe zejście, bo przed tobą 800 metrów sypkiego piargu, a potem stroma ściana, wymagająca najwyższej koncentracji. Z wykresu w przewodniku wynika, że nie powinno być już więcej podejść? Świetnie, ale to nie znaczy, że będziesz iść po płaskim! GR20 nie uznaje płaskiego! Przygotuj się na niekończącą się wspinaczkę, włażenie i złażenie z wielkich głazów, dla urozmaicenia przerywaną czasem spacerem po wielkich skalnych, stromych płytach. Czasem trafi się jakiś łańcuch, gdzieś tam mignie jakaś niepokojąca przepaść, postraszy ostra grań. Część północna GR20 jest, w mojej ocenie, całkiem solidnym wyzwaniem i myślę, że warto mieć jakieś doświadczenie, chociażby na tatrzańskich szlakach, zanim porwiemy się na korsykańskie mozoły. Ach, i nie bierzcie na szlak lęku wysokości (jeśli go posiadacie) – zdecydowanie będzie przeszkadzał!

Trochę śniegu jeszcze się uchowało, ale można przejść bez problemu. Okolice Monte Cinto – najwyższego szczytu Korsyki.

Drugi czynnik, który sprawia, że GR20 potrafi nieźle dać w kość, to pogoda. Piekielne, potworne słońce i upał, które odbierają chęci do życia. Korsyka w lecie to raj dla tych, którzy kochają wysokie temperatury i piekło dla tych, którzy za nimi nie przepadają. W czasie, kiedy przemierzaliśmy górskie szlaki, na nizinach temperatury dochodziły do 40 stopni. W górach było oczywiście nieco chłodniej, staraliśmy się rozpoczynać wędrówkę bardzo wcześnie – około 5 – 5.30, aby maksymalnie wykorzystać poranny chłód, ale tak czy inaczej, słońce zawsze nas dopadało. Nierzadko w odsłoniętej dolinie, gdzie tworzył się piekarnik i sauna w jednym. Nic na tym szlaku nie kosztowało mnie tyle sił, co upały. Żadna przepaść, strome podejście ani łańcuchy nie mogą się równać z palącym słońcem.

Zresztą o czym tu w ogóle dyskutować – samo łażenie po górach z ciężkim plecakiem przez kilkanaście dni – to już jest mozół sam w sobie!

Weszliśmy sobie na Monte Cinto (2710 m.n.p.m.) – wyżej na Korsyce już się nie da!

Pozostałe informacje

Co jeszcze warto wiedzieć przed wyruszeniem na GR20?

MAPA i PRZEWODNIK – kupiliśmy przewodnik KORSYKA wydawnictwa Sklep Podróżnika. Nie jest on do końca aktualny (2010 rok), opisuje na przykład przebieg szlaku przez Cirque de la Solitude (dziś GR20 już tamtędy nie przebiega, po tym jak w 2015 roku w ciągu jednego dnia zginęło tam 7 osób). Mimo wszystko uważam, że przewodnik ten jest bardzo przydatny i polecam jego zakup. Przed wyruszeniem w trasę zrobiłam telefonem zdjęcia stron dotyczących GR20, aby nie dźwigać dodatkowego ciężaru w postaci książki. Na miejscu, w Calenzanie kupiliśmy też małą mapę całego szlaku. Prawdę mówiąc, można także przejść GR20 bez mapy i przewodnika, choć nie zachęcam do takiego rozwiązania. Szlak jest bardzo dobrze oznakowany, myślę nawet, że to jeden z najlepiej oznakowanych szlaków, jakimi kiedykolwiek wędrowałam.

WARIANTY GR20 – niektóre etapy GR20 dają możliwość wyboru tzw. wariantu, czyli alternatywnej drogi. Warianty te (zwane także wariantami alpejskimi) są poprowadzone na większej wysokości i zazwyczaj są trudniejsze niż podstawowy przebieg GR20. Gorąco zachęcam do wybierania wariantów, gdyż są one także dużo bardziej widokowe niż trasy podstawowe. My z wariantu zrezygnowaliśmy tylko raz, tracąc szansę na zdobycie szczytu Monte d’Oro, ale byłam wtedy zbyt przytłoczona mozołem.

I w dół!

ZASIĘG i ŁADOWANIE TELEFONÓW – blogerzy zrozumieją! Fajnie, że góry, miło, że mozół, ale internet musi być! 🙂 No więc mam dość dobrą wiadomość – z zasięgiem nie jest aż tak źle! Zdarzały się co prawda takie dni, że nie było go w ogóle, ale zazwyczaj następnego dnia już udało nam się skomunikować ze światem. Czasem trzeba było wejść na jakąś skałkę albo podejść pod któryś krzaczek, ale nie bójcie się – nie zostaniecie odcięci od świata! Co do możliwości ładowania telefonów i innych sprzętów – najlepiej oczywiście mieć ze sobą powerbank. W niektórych schroniskach jest możliwość podładowania telefonu za darmo (jeśli tylko znajdziecie wolne gniazdko) – tak jest np. w Calenzanie, Asco, na kempingu na przełęczy Col de Vergio, na kempingu w Vizzavonie, w schronisku Capanelle i Matalza. Są schroniska, w których ładowanie telefonu jest płatne (ok. 2 euro, np. schronisko Manganu), są też takie, gdzie po prostu nie ma takiej możliwości.

ZAPOMNIJ O SAMOTNOŚCI. GR20 to jest szlak znany i najwyraźniej lubiany. Mówiąc kolokwialnie – walą tu tłumy. Co to oznacza? Dużo ludzi w obozach. Śmiechy, rozmowy, wrzaski i hałasy. Kolejki do toalety (jeśli jest ich mało) i kolejki do prysznica. Tłum przy kuchenkach polowych. Ludzie na szlaku i zatory na łańcuchach. Prawdziwy koszmar introwertyka. No niestety, tak już mam, że za ludźmi w górach nie przepadam, choć przecież sama ten górski tłum generuję. Na pocieszenie dodam tylko, że część południowa wydała mi się dużo mniej „zaludniona” niż północna. No i oczywiście nie jest też tak, że cały czas ktoś idzie obok. Ale jeśli liczycie na kontemplacyjną, cichą przechadzkę – tylko wy i góry – to na pewno nie na GR20 i nie w sezonie.

Jezioro Bastani – nagroda za wybranie wariantu alpejskiego.

KIEDY JECHAĆ? Wtedy, kiedy stopnieją śniegi, ale jeszcze nie jest na tyle gorąco, żeby upał zabijał. Czyli kiedy? Dobre pytanie! Szlak GR20 przebiega często na wysokości ponad 2000 metrów, gdzie śnieg może zalegać nawet do czerwca. Kiedy w II połowie maja byłam na wysokości ok. 1700 m.n.p.m. przy jeziorze Melo, cała okolica pokryta była śniegiem. W takich warunkach przejście GR20 wymaga użycia sprzętu – raków, czekana i oczywiście doświadczenia w turystyce zimowej. My ruszyliśmy na szlak miesiąc później, kiedy śnieg prawie w całości już się wytopił, ale zaczęły się już dzikie upały. Generalnie GR20 jest polecane amatorom letnich wędrówek od połowy czerwca do września. W lipcu i sierpniu trzeba uważać na częste, popołudniowe burze. Można oczywiście próbować swoich sił także poza tymi miesiącami, ale trzeba być przygotowanym na wędrówkę w zimowych warunkach.

Gdzieś, kiedyś, na jakiejś przełęczy 🙂

Polecam stronę http://www.le-gr20.fr/en/ – tu znajdziecie całe mnóstwo praktycznych, przydatnych informacji na temat GR 20.

W kolejnych wpisach przedstawię relację dzień po dniu z przejścia szlaku GR20 – w stylu, jak zawsze, mozolnym:
CZĘŚĆ PÓŁNOCNA (1/2) – relacja
CZĘŚĆ PÓŁNOCNA (2/2) – relacja

17 myśli na temat “Korsyka: GR20 – informacje praktyczne

  1. Jak fajnie, że chce się Pani robić coś takiego! Jak fajnie, że mogę to przeczytać! Póki co GR20 pozostaje dla mnie w sferze marzeń, ale dzięki Pani, te marzenia nabrały konkretnego kształtu. Czytam tekst i myślę sobie „to jest do zrobienia! Może nie teraz, ale jest!”. W artykule znalazłam wszystkie informacje, których oczekiwałam. Przez chwilę czułam się nawet tak, jakbym była z Panią na tym szlaku!

    1. Jak miło czytać takie komentarze 🙂 Cieszę się, że wpis o GR20 okazał się przydatny i cóż… trzymam kciuki za realizację marzenia, bo to jak najbardziej jest do zrobienia 😉 Pozdrawiam!

  2. Byliśmy na GieeRze w 2018, przypadkowo przeczytałem relację i nabrałem ochoty na powtórkę. Tym razem z Pd na Pn. Pozdrawiam

    1. I jak wrażenia po GR20? W jakim miesiacu przechodziliscie? Napiszesz coś wiecej? Ciekawa jestem Twoich wrażeń.
      Pozdrawiam!

      1. Dwa tygodnie. Ostatni sierpnia i pierwszy września. Lot do Basti. Szalony plan zabrać ze sobą wszystko ( oprócz wody ) . Plecaki po ok 25 kg ( po 10 za dużo ).Teoretycznie przygotowani kondycyjnie. GR szybko wszystko zweryfikował. Były plany brać po dwa etapy, już pierwsze podejście uzmysłowiło mam, że przed nami katorga, 10 – 12 godzin w terenie i gdyby nie przepiękne widoki przynajmniej ja bym odpadł. Część północna do Vizzavony to był mozół 🙂 Piargi trudność nr 1. Potem to już z było z górki sporo z pleców ubyło a i teren łatwiejszy. Ogólnie dla mnie treking życia. Wieczory przy winie i serze niezapomniane. Ech, rozmarzyłem się.

      2. Rany, 25 kg na plecach, brzmi jak totalna masakra… Do Vizavonny faktycznie to była mała gehenna 😁😁 Ale rzeczywiście trekking piękny i wspomnienia warte każdego mozołu. Pozdrawiam!

  3. Ja bym proponował wędrówkę od Conca, czyli od południa. Po pierwsze i najważniejsze – ma się wówczas przez większość dnia słońce w plecak, co jest niebagatelne.

    1. Jest to jakiś argument. Z drugiej strony, to co najtrudniejsze zostaje na koniec. Kwestia wyboru, co kto woli 🙂

  4. Byłem jakiś czas temu.
    Fantastyczna sprawa.
    Mnóstwo wrażeń, spanie pod namiotem, w starych samochodach czy… za karuzelą.
    Piękne góry, wspaniałe widoki, rewelacyjne powietrze, super pogoda,
    mnóstwo atrakcji – czasem nieoczekiwanych.
    Polecam wszystkim!!!!

  5. Hej. Gratulacje mimo upływu czasu 🙂 Pytania z zakresu tych praktycznych jeśli to nie problem- ile ważyły wasze plecaki, nie wyglądają na duże, jakie mieliście śpiwory (może przybliżona lista co zabraliście,) i buty-widzę ze pełne wysokie – stopy się nie gotowały ? Czy jeśli idzie się z własnym plecakiem też trzeba dokonywać rezerwacji miejsc?

    1. To jest zawsze trudne pytanie dla mnie-ile ważył moj plecak. 😉 szczerze – nie wiem, bo nie nie ważyłam,ale sadzę, że miedzy 12 a 14 kg, w zalezności od ilości wody i jedzenia. Spiwory mielismy bardzo lekkie, wazyły 500-600 g., komfort moj -2 a Marka 2 stopnie. Oczywiście na GR 20 nie są potrzebne raczej aż tak ciepłe śpiwory (ja do swojego nigdy nie wchodziłam w całości, bo bylo za gorąco), ale po prostu te śpiwory były lekkie i zajmowały mało miejsca. To jest model xlite 300 i xlite 400 cummulusa – polecam. Co do butów – ja jestem przyzwyczajona do chodzenia w butach za kostkę wiec dla mnie to nie był problem, choc faktycznie bywało ciepło w stopy. Ludzie chodzili takze w niskich butach – co kto lubi. Myślę ze ważne jest tylko zeby podeszwa byla dość twarda, bo jest dużo łażenia po skałach. Jeśli idziesz ze swoim namiotem to niczego nie trzeba wcześniej rezerwować.

  6. a jaki litraż miały wasze plecaki ? sporo troczyliście na zewnątrz – zawłaszcza kolega, czy zmienilibyście zatem ich wielkość ?

    1. Ja mialam plecak chyba 50l., Marek 36 l. Na pewno nie wzięlabym plecaka większego, myslę że 50l. to jest max.na tego typu szlaku. Marek z plecakiem 36 l. przeszedł GSB, GSS i kilka innych szlaków i twierdzi, że to idealna pojemność 😁 Owszem, niosł np.namiot przytroczony na zewnątrz, ale glownie dlatego, bo na początku sporo miejsca w plecaku zajmowalo jedzenie. Z każdym dniem zapasów jedbak ubywalo i wtedy wszystko bez problemu miescilo się w srodku.

  7. Masz ciekawy styl pisania 🙂
    Dużo pomocnego info! Byłoby super gdyby przy relacji był też opis sprzętu który mieliście i czego zabrakło lub co było zbędne w plecaku.
    Chciałem zapytać o drzewa wokół schronisk – pamiętasz może gdzie byłaby możliwość spania w hamaku, a gdzie nie będzie takiej opcji? Nie chodzi mi o dokładne info odnośnie poszczególnych schronisk ale info nt. orientacyjnej liczby miejsc gdzie na 15 noclegów jest taka możliwość.

    1. Jeśli chodzi o możliwość zawieszenia hamaka, to powoedzialabym tak na oko, że w połowie przypadków będzie to możliwe. W trzech pierwszych opisywanych przeze mnie schroniskach były jakieś drzewa, więc byłaby szansa na znalezienie miejsca na hamak. W czwartym schronisku Tighiettu z tego co pamiętam były tylko skaly, zadnych drzew. Cieżko jest mi tak dokladnie odpowoedzieć na Twoje pytanie, bo w sumie nie zwracałam za bardzo uwagi na ten aspekt kiedy szlam GR20. Ale tak jak piszę, myślę że w co najmniej polowie schronisk, przy ktorych my nocowalismy, bylaby mozliwość rozwieszenia hamaku. Musisz tylko pamietac, ze.miejsca zacienione zajmowane są najszybciej, wiec jeśli chcesz miec komfort wyboru miejsca na hamak powinieneś być w schronisku naprawdę wcześnie.
      Co do spisu sprzętu – my ma GR20 zabralismy to, co zawsze bierzwmy na kilkudniowe trekkingi przy założeniu, że sami gotujemy posilki i spimy pod namiotem. I w sumie uwazam, że lepiej wziac mniej niz za duzo, bo potem czuć każdy gram na plecach… w dużym skrocie, co ze sobą mielismy: ubrania – ze 4 bluzki, bieliznę, spodnie dlugie i krotkie, cieplą bluzę, kurtkę przeciwdeszczową, klapki pod prysznic, kapelusz od slonca, buff, rękawiczki. Apteczka – plastry, bandaż, leki. Krem od slonca, okulary. Art.higieniczne (małe buteleczki np.szamponu). Ręcznik szybkoschnacy. Sprzet do gotowania – menażka, kartusz, dodatkowa miseczka, sztućce turystyczne, 2 kubki turystyczne. Namiot, karimata, śpiwór. Filtr do wody, ktorego nie uzylismy ani razu. Chusteczki, worki na smieci. Powerbank, aparat forograficzny, ladowarki, czołowki i zapasowe baterie. Nie pamiętam w tej chwili czy mialam jakis plaszcz przeciwdeszczowy czy nie. Kijki trekkingowe. No a poza tym jedzenie, ktorego, zwlaszcza na poczatku, nieslismy sporo – o tym trochę pisalam w tekscie.
      To tak bardzo z grubsza i chaotycznie, pewnie coś tam pominęłam, ale ja uważam, ze w sumie każdy sam dochodzi do tego, co mu w gorach jest potrzebne, a co nie. Czasem metodą prob i błędów 😉

Leave a Reply to AnnaCancel reply