Korsyka mozolnie #2: skalny łuk w Corte

Niech się schowają wszystkie inne łuki triumfalne – te z Rzymu, Paryża i tysiąca innych miast. Łuk w Corte jest najlepszy, bo stworzony przez naturę. Zapraszam na piękny, widokowy, a przy tym nieco wymagający trekking w samym sercu korsykańskich gór!

Corte – historyczna stolica Korsyki

Mozół rozpoczynamy w mieście Corte, które położone jest w centralnej części wyspy i warto poświęcić mu kilka słów. Po pierwsze dlatego, że jest miastem, a na Korsyce to już coś! Spore skupisko domów i budynków mieszkalnych, kilka sklepów (takich naprawdę dużych marketów!), otwarte poza sezonem kawiarnie i restauracje, ludzie (zamiast krów i świń) na ulicach – to na francuskiej wyspie widok nieczęsty. Wiecie, że można tu nawet dojechać komunikacją miejską? No dobrze, nie liczcie na bogatą siatkę połączeń, ale biorąc pod uwagę fakt, że komunikacja miejska na wyspie jest raczej symboliczna, to wypada cieszyć się z tych kilku pociągów i autobusów dziennie (szczegóły tutaj). W Corte mieści się uniwersytet, a 4 z 7 tysięcy mieszkańców stanowią studenci.

Corte – na pierwszy rzut oka ruina, ale wierzcie, że jest tam też prawdziwe miasto!
Uliczka w Corte i piekarnia Casanova.
Wieża kościoła Zwiastowania z XV wieku.
Jeden z najstarszych sklepów z produktami korsykańskimi. Poza sezonem oczywiście nieczynny.

Corte było stolicą Korsyki zaledwie przez 15 lat w okresie 1755 – 1769, a następnie przez kilka miesięcy w 1794 roku. Tutaj, na placu d’Armes, w domu pod numerem 1 przyszedł na świat Józef Bonaparte, starszy brat słynnego Napoleona, późniejszy król Neapolu i Hiszpanii. Wąskie uliczki i stare mury domów pamiętają czasy walk o niepodległość Korsyki z XVIII wieku, a posągi bohaterów – przede wszystkim Pasquala Paoliego – przypominają o burzliwych dziejach wyspy. Zdecydowanie jednak najbardziej efektowną częścią miasta jest cytadela, umiejscowiona na skale, dostojna i majestatyczna. Dziś mieści się tam Muzeum Korsyki.

Cytadela w Corte.

Trekking do skalnego łuku w Corte

L’Arche de Corte (po francusku) lub Arcu di u Scandulaghiu (po korsykańsku) skryty jest w górach, na wysokości około 1500 metrów i żeby go odnaleźć, niezbędna będzie pewna dawka mozołu. Szlak rozpoczyna się w Corte, niedaleko cytadeli. Tam też można zostawić samochód, ale uprzedzam – parking jest płatny! Polecam więc parking położony przy uniwersytecie. To co prawda około 15-20 minut drogi do szlaku i to pod górę, ale przy okazji można obejrzeć miasto, na parkingu jest sporo miejsc i co najważniejsze – nie trzeba płacić! Na mapie poniżej zaznaczony jest punkt, w którym rozpoczyna się szlak, następnie trzeba kierować się zgodnie ze szlakowskazami. Droga do łuku i z powrotem powinna zająć około 6 godzin (bez przystanków), a do pokonania jest około 1000 metrów przewyższenia, więc trzeba być przygotowanym na trochę mozołu. Szlak jest dobrze oznakowany.

Czytałam, że spacer do łuku jest odradzany w gorące, letnie dni i po pierwszych kilkunastu minutach marszu w pełni rozumiałam dlaczego. Szlak wiedzie od razu ostro pod górę w zupełnie odkrytym terenie – w palącym słońcu to prosta droga do udaru. My wybraliśmy się tam na samym początku marca, a słońce przygrzewało tak mocno, że i tak się gotowałam. Nie chcę wiedzieć, co dzieje się tam w lipcu lub sierpniu. Po pierwszych zadyszkach i kilkudziesięciu minutach docieramy do starej chaty pasterskiej, gdzie robimy pierwszy postój. Pamiętajcie, że cały czas chodzę po górach bez wspomagania się kondycją!

Tutaj zaczynamy! Szlakowskaz wskazuje Arcu di u Scandulaghiu, czyli skalny łuk w Corte – nasz cel.
Docieramy do starej chaty pasterskiej. Już jest pięknie, a to, co najlepsze, dopiero przed nami!

Ruszamy w dalszą drogę. Szlak pozwala nam na chwilę wytchnienia, bo nie jest już tak bardzo stromo. Wkrótce z radością witam las,bo choć na chwilę mogę schronić się przed palącym słońcem (kto to widział, takie słońce na początku marca!). Świat wyczuwa chyba moją rosnącą irytację i w odpowiedzi przysyła chmury, które zasnuwają niebo. Nie do końca o to mi chodziło – myślę sobie i drepczę dalej.Wychodzimy w końcu na przełęcz, która odkrywa przed nami cudowną panoramę na dolinę Tavignano. Nieoczekiwanie pojawiają się wielkie głazy, na które włażę nie bez trudu, ale kiedy muszę w końcu używać rąk przy podchodzeniu, czuję pełnię mozołu!

Wreszcie trochę cienia! W dole zostawiamy Corte.
Na przełęczy. Słońce się schowało i natychmiast robi się chłodno. Za to jakie widoki!
Mozolne pozdrowienia z korsykańskiej dziczy!
Dla takich widoków, ciszy i świętego spokoju chodzę po górach.
Trochę trudności technicznych, dzięki którym jest ciekawiej.

Sypkie kamienie, które tylko czekają, aż wywiniesz na nich orła, krótkie podejścia i zejścia – im bliżej do łuku, tym ciekawiej! Trasa jest jednak wyjątkowo widokowa, więc zamiast patrzeć pod nogi, podziwiamy ośnieżone szczyty. Wypatrujemy też łuku na horyzoncie, ale jeszcze go nie widać…

Takie widoki to standard w korsykańskich górach.
Łuk już blisko!
No dobra, ja tu zostaję.

W końcu wyłania się łuk – i bardzo dobrze, bo droga już trochę nam się dłuży. Z oddali wygląda zupełnie niepozornie, trzeba podejść bliżej, żeby móc w pełni podziwiać tę niecodzienną formacją skalną. Dookoła pustka, ostre, ośnieżone szczyty, piękne słońce. Korzystamy więc z wymarzonej scenerii i urządzamy bardzo długi popas pod samym łukiem. Jestem autentycznie zachwycona tym miejscem i najchętniej zostałabym tam dłużej, ale jest już prawie 15:00, a trzeba przecież jeszcze zejść.

Skalny łuk w Corte – z daleko ciężko go wypatrzeć.
Tutaj wygląda już dostojniej.
Kto nie pogardziłby taką przekąską?
Spacer do łuku w Corte to naprawdę bardzo widokowa trasa.
I łuk widziany z drugiej strony.
I z bliska, a do tego pod słońce 🙂

Zejście dało mi ostro w kość, głównie ze względu na sypkie kamienie – mój ulubiony rodzaj podłoża (zaraz po błocie oczywiście). Schodziłam w tempie prawdopodobnie dość żenującym, bo ta operacja zajęła mi jakieś 3 godziny (normalnie powinno to trwać jakieś 2 – 2,5 godziny). Na swoje usprawiedliwienie mam to, co zawsze – chodzę po górach bez kondycji i mam swoje prawa!

Muszę też wspomnieć o największym niebezpieczeństwie, jakie może czyhać na was na tym szlaku. To krowy, które na Korsyce włażą gdzie się tylko da, a zwłaszcza tam, gdzie się nie da! Gdzie diabeł nie może, tam krowę pośle – możnaby rzec! W połowie szlaku, gdy przechodziliśmy przez niewielki lasek, usłyszałam jakieś podejrzane odgłosy w krzaczorach. Spokojnie, tu nie ma niedźwiedzi – pomyślałam, ale przecież są wszechobecne krowy! Poczciwe mućki spoglądały na nas dość tępawym wzrokiem i skryte do połowy w chaszczach przeżuwały spokojnie jakieś zielsko. Nieoczekiwane bliskie spotkanie z wysokogórską krową to największe niebezpieczeństwo, jakie może czekać na was na tym szlaku.

Osoby szczególnie żądne mozołu mogą przedłużyć sobie wędrówkę i dalej podążać szlakiem – na przykład na szczyt Monte Pinerole (1951 m.n.p.m.), choć to już dość forsowna wycieczka (ok. 10 godzin z Corte, tam i z powrotem). Dla tych mniej oswojonych z mozołem spacer do samego łuku to chyba najlepsze rozwiązanie.


OCENA W SKALI MOZOŁU: 4/10

Przepiękna, bardzo widokowa i urozmaicona trasa. Szlak świetnie oznakowany, trzeba bardzo się postarać, aby go zgubić. W kilku miejscach występują niewielkie trudności techniczne – trzeba użyć rąk, żeby wdrapać się na wielkie głazy, ale nie jest to nic dramatycznego. Jednym słowem – sielanka, ale z około tysiącem metrów podejścia, więc mimo wszystko trochę tego mozołu jest! Uwaga na sypkie kamienie, krowy czające się w zaroślach i na bezlitosne słońce, bo szlak częściowo wiedzie zupełnie odkrytym terenem. Okazuje się, że korsykańskie góry to nie tylko GR20 i także poza utartymi ścieżkami jest pięknie!

Ostatnie spojrzenie na łuk.

O sylwestrowym wejściu na Monte Astu przeczytać możecie we wpisie Korsyka mozolnie#1: Monte Astu.

2 myśli na temat “Korsyka mozolnie #2: skalny łuk w Corte

Leave a Reply to OlaCancel reply