Na dachu Macedonii, czyli wejście na Korab

Jeszcze do niedawna Macedonia kojarzyła mi się głównie z Aleksandrem Macedońskim. Teraz mapa moich skojarzeń jest nieco bardziej rozbudowana, a szczególne miejsce zajmuje na niej Korab – najwyższy szczyt tego kraju. Gdzie to w ogóle jest, jak się tam idzie, czy łatwo się zgubić i co widać po drodze? Mus Mozołu spieszy z odpowiedziami na te palące pytania!

Najwyższym szczytem Macedonii jest Korab, który mierzy 2764 m.n.p.m. Położony jest w masywie górskim o takiej samej nazwie, w Parku Narodowym Mavrovo w północno-zachodniej Macedonii. Jest to także najwyższy szczyt Albanii i drugi w Europie szczyt będący najwyższym wierzchołkiem dwóch państw (zaraz po Mont Blanc). Do niedawna wędrówki po tych górach były uznawane za niebezpieczne ze względu na niestabilną sytuację polityczną. Dziś raczej można jechać tam bez obaw. Kiedy szukałam informacji o ewentualnych incydentach, jakie miały miejsce w okolicy, znalazłam artykuł z 2014 roku o udaremnionym przemycie 300 kilogramów marihuany, w który zamieszany był m.in. policjant stacjonujący w bazie Strezimir. Korab to nie Tatry – nie bójcie się, nie zadepczą Was turyści. No chyba że traficie na święto narodowe Macedonii, które przypada 8 września. Wtedy Macedończycy tłumnie ruszają na górę. Podoba mi się ta tradycja, ale cieszę się, że zdążyłyśmy wejść na Korab przed tym pospolitym ruszeniem.

Mimo że wejście na szczyt nie jest w żaden sposób wymagające pod względem technicznym (czytaj: żadnych przepaści ani pionowych ścian tam nie uświadczycie), to jednak góra przygotowała innego rodzaju wyzwania. Korab jest dość znacznie oddalony od ludzkich osad – odległość między bazą graniczną Strezimir (tam rozpoczyna się szlak na szczyt) a Trnicą, a więc (według mojej wiedzy) najbliższą miejscowością, gdzie możemy przenocować, to 16 kilometrów i nie kursuje tu komunikacja publiczna (w ogóle mało co tu kursuje). Jak więc zorganizować wejście na Korab od strony macedońskiej? Ja widzę 2 możliwości:

  1. Wariant mozolny. Śpimy w Trnicy lub dojeżdżamy tu komunikacją publiczną, a następnie idziemy Nicpur Road aż do bazy Strezimir (ok. 16 km.). Tu rozbijamy namiot, a następnego dnia wchodzimy na szczyt (ok. 4,5 h podejścia, ok. 1300 m. przewyższenia). Schodzimy do bazy, nocujemy, kolejnego dnia zwijamy manatki i wracamy do cywilizacji.
  2. Wariant mniej mozolny. Jeśli mamy swój samochód, to sprawa jest w ogóle prosta – podjeżdżamy aż do bazy Strezimir, zostawiamy tu auto, wchodzimy gdzie trzeba i wracamy jeszcze tego samego dnia. Transport można sobie też zorganizować – w tym celu wystarczy zagadać z dowolnym człowiekiem np. w Trnicy, Mavrovi Anovi lub w Mavrovie (informacje potwierdzone! 🙂 ) Na pewno znajdzie się ktoś, kto podwiezie Was gdzie trzeba i odbierze o umówionej godzinie, choć oczywiście cena takiej usługi będzie całkiem konkretna (Polacy, których spotkałyśmy na szlaku zapłacili za taką podwózkę 40 euro). Można też poszukać w internecie macedońskich agencji górskich, które z przyjemnością zorganizują co trzeba i pobiorą za to zapewne jeszcze wyższą opłatę.

W drogę – do bazy Strezimir

Nie muszę chyba tłumaczyć, że wybrałyśmy wersję mozolną. Z samego rana opuściłyśmy hotel w Trnicy, na trzy dni rozstając się z luksusami cywilizacji, bieżącą wodą i pachnącą pościelą. Zdeterminowane i gotowe na mozół rozpoczęłyśmy podejście do bazy granicznej Strezimir. 16 kilometrów, najpierw asfaltem, potem drogą szutrową, delikatnie pod górę – co to dla nas! Żeby tylko to słońce tak nie przypiekało… No i te plecaki mogłyby być lżejsze… A w ogóle, czy te wszystkie bezpańskie psy muszą za nami iść? Widocznie muszą, bo mimo próśb, gróźb i tłumaczeń, lezą dalej… Na szczęście psy nie są agresywne, potulnie idą w szeregu, pogodzone ze swoim psim musem mozołu.

I kiedy już łapałyśmy odpowiedni rytm marszu i zaczynałyśmy odnajdywać dziwną przyjemność z tego mozolnego przedsięwzięcia, i kiedy plecaki stały się jakby lżejsze, i droga mniej pod górę, właśnie wtedy nie wiadomo skąd pojawiła się biała, zdezelowana łada, z której wysiadł starszy pan i powiedział: wsiadajcie! I ja w sumie nie wiem, czy się ucieszyłam, czy nie do końca, no bo z jednej strony to miło, że nas podwiozą, ale z drugiej – mentalnie szykowałyśmy się na trzydniowy survival, walkę o przetrwanie, wojnę niemalże, a tu co? Biała łada. Trudno, survival będzie później. Zapakowałyśmy się do środka z naszymi wielkimi plecakami. W samochodzie było jeszcze dwóch panów, ledwo się tam wszyscy upchnęliśmy. Okazało się, że w Macedonii to nie ty łapiesz stopa, to stop łapie ciebie. Panowie jechali tam gdzie my, a więc do bazy Strezimir, aby dostarczyć stacjonującym tam strażnikom zaopatrzenie. Winogrona na przykład.

„Baza” to tak naprawdę polanka obok budynku straży granicznej. Można tu bez problemu rozbić namiot czy zostawić samochód. Dwaj strażnicy przywitali nas z honorami, proponując nam kawę i winogrona (które przyjechały białą ładą razem z nami). Następnie oferta została rozszerzona, obejmując także rakiję i spanie w budynku, bo przecież w namiocie na pewno zmarzniemy. Owszem, zmarzłam okrutnie, ale miał być survival, to był. Nawet z kawą i winogronami. Wieczór spędziłyśmy przy ognisku w towarzystwie miłych Niemców, którzy rozbili namioty niedaleko. Wcześniej spotkałyśmy też Czechów schodzących już ze szczytu, z którymi mijałyśmy się wcześniej na lotnisku i w kanionie Matka.

7. My i Czesi - słowiański team!
My i Czesi – słowiański team 🙂 Nejsrdečnější pozdravy!
27. Baza
Nasza baza widziana z góry. Budynek straży granicznej po lewej, po prawej wiata obok której rozbiłyśmy nasz namiot.

Jeśli chodzi o kwestie bardziej praktyczne, jak zaopatrzenie w wodę na przykład: 5 minut drogi od budynku straży znajduje się mała zagroda z ulami, skąd można czerpać wodę pitną. Korzystałyśmy z tego ujęcia i żyjemy. Jedzenie trzeba wtargać ze sobą na górę, ewentualnie liczyć na strażników, ich uprzejmość i winogrona 😉 Niedaleko płynie strumyk, w którym można się umyć, jeśli komuś nie przeszkadza okrutnie lodowata woda. Podstawowym pytaniem, jakie zadawałam wszystkim dookoła było pytanie o niedźwiedzie. W Parku Narodowym Mavrovo te miłe zwierzęta żyją i mają się całkiem dobrze. Strażnicy zapewniali nas, że do bazy na pewno nie przyjdą. Na wszelki wypadek całe nasze jedzenie trzymałyśmy jednak szczelnie zamknięte poza namiotem.

Mój spokój został brutalnie zburzony przez miłego skądinąd Niemca, który przyszedł do naszego obozowiska drugiego wieczoru, pytając o nasze wejście na szczyt. Po serii pytań i jak tam?, trudno?, daleko? i tak dalej, na odchodnym rzucił, że widział dziś wielkiego, dwumetrowego niedźwiedzia jakiś kilometr, może 500 metrów stąd. O tam, w tamtą stronę – powiedział i poszedł w ciemną noc. Uważam, że mógł zachować tę historię dla siebie.

Wejście na Korab – daleko jeszcze?

Budzik zadzwonił o 5 rano. Wygramolenie się z namiotu zajęło mi jakieś 20 minut. Szczękałam zębami z zimna i przeklinałam niskie temperatury, wiedząc że za parę godzin będę tak samo przeklinać słońce prażące nas na odkrytym terenie. Zjadłyśmy śniadanie, ogarnęłyśmy się z grubsza, przygotowałyśmy plecaki, zabierając tylko to, co niezbędne i ruszyłyśmy w drogę. Z każdym krokiem robiło się cieplej, aż w końcu dopadły nas pierwsze promienie słońca. Żegnaj, zimno!

8. Nasze cienie
Pierwsze promienie słońca, pora się obudzić!
9. Na szlaku
Monika, ja i mój cień
10. Po drodze
Nie spotykałyśmy ludzi, mijałyśmy za to owce, konie, krowy i psy
11. Naprzód
Mniej więcej tak wyobrażam sobie mongolski step

Po drodze minęłyśmy chatkę pasterza wraz z całym inwentarzem. Miły gospodarz wskazał nam, gdzie przebiega szlak, bo pogubiłyśmy się trochę wśród krów i przy akompaniamencie owczych dzwonków kontynuowałyśmy naszą wędrówkę. Szlak na Korab oznakowany jest bardzo dobrze. Wierzcie mi, że niejeden szlak w życiu zgubiłam, ale zgubienie szlaku na Korab jest dużym osiągnięciem (no dobra, przy słonecznej pogodzie. We mgle pewnie wygląda to nieco inaczej…). Droga jest bardzo przyjemna – poza kilkoma ostrzejszymi fragmentami, idziemy dość łagodnie pod górę. Momentami robi się nawet płasko.

12.idziemy
Trudności brak. Tylko dlaczego znów mam zadyszkę?!
13.dolinka
Urocza pofałdowana dolinka
14.szlak
Takie krajobrazy towarzyszyły nam przez większą część drogi
15.szlak2
No i gdzie ten Korab?

Wejście na Korab z bazy Strezimir powinno trwać około 4,5 godziny. Są tacy, co wchodzą w 3,5. My wchodziłyśmy 5,5. Mogłabym napisać, że z moją kondycją nie jest najlepiej, ale wolę utrzymywać, że musiałam przecież robić zdjęcia. No i wzdychać z zachwytu, bo sceneria była urzekająca. W pewnym momencie droga zaczęła nam się jednak trochę dłużyć – idziemy i idziemy, a Korabu jak nie było tak nie ma. Może to ta górka po lewej? Nie? No ale za tą przełęczą to już na pewno będzie to. Też nie? Szczyt jest dość niepozorny, nie wyróżnia się szczególnie, no ale w końcu wyłania się przed nami i pełne dumy stajemy na najwyższym wierzchołku Macedonii i Albanii.

16. Szczyt Korab
Najwyższy szczyt Macedonii i Albanii – Korab
17. Na szczycie Korab
Macham flagą Albanii, bo taka leżała na szczycie
18. Widok na stronę albańską
Widok ze szczytu na stronę albańską
19. Na szczycie Korab
Obowiązkowe selfie na szczycie. Bez tego wejście się nie liczy 😉

Mozół na szczycie osiągnął apogeum, w związku z czym ucięłyśmy sobie krótką drzemkę 🙂 Obudziły mnie rozmowy Niemców i Belgów, którzy weszli na szczyt po nas. Na Korab można wejść też od strony albańskiej – podejście jest podobno trudniejsze, choć nie znam szczegółów. Co ciekawe, strażnicy w bazie Strezimir przekonywali nas, że nie da się wejść na Korab od strony albańskiej (choć przypuszczam, że mogliśmy się po prostu nie zrozumieć – oni nie mówili po angielsku, więc nasza komunikacja opierała się na języku macedońskim, polskim i mowie ciała).

Na szczycie spędziłyśmy około godziny, najpierw pławiąc się w słońcu, potem robiąc sobie zdjęcia m.in. z flagą albańską. W końcu zaczęłyśmy niespiesznie schodzić. Było trochę po dwunastej, miałyśmy przed sobą cały piękny dzień. Korab zdobyty, teraz po prostu chłońmy piękno macedońskich gór.

20. Schodzimy
No i schodzimy. Pięknie tu!
21. Schodzimy
Nasze znajome owce

W trakcie tego wyjazdu po raz pierwszy miałam do czynienia z gazową butlą turystyczną i żywnością liofilizowaną. Ceny takich posiłków są lekko zawrotne, ale miło było pożywić się na szlaku czymś ciepłym i względnie smacznym.

22. Butla

Dotarłyśmy do bazy późnym popołudniem. Zdałyśmy relację naszym strażnikom i zaczęłyśmy przygotowywać się do snu, bo całodzienny mozół zrobił swoje. Jednocześnie w mojej głowie zaświtała myśl, że może by tak udało się zorganizować jakiś transport na jutro, tak żeby jednak nie trzeba było wracać piechotą tych 16 kilometrów… Ktoś nam musi pomóc – mówiłam co chwila do Moniki. Mój początkowy entuzjazm i determinacja gdzieś się ulotniły i zaczęłam liczyć tylko na to, że uda się złapać jakąś okazję.

Oczywiście, że się nie udało. Nikt się nie zatrzymał, nikt nie zaproponował, nie zapytał, nie zorganizował. Kiedy lazłyśmy tu pod górę, nie liczyłyśmy na żadną pomoc i samochód zatrzymał się sam. Podczas zejścia byłam przekonana, że ktoś nas podwiezie, no bo przecież każdy marzy o tym, żeby pomóc dwóm turystkom z Polski. Chętnych jednak nie było, pokonałyśmy więc o własnych siłach całą trasę. Po czterech godzinach dotarłyśmy do Trnicy, gdzie rozpoczął się kolejny rozdział naszej macedońskiej przygody. Rozdział, w którym próbujemy łapać stopa do Debaru, a kiedy się nie udaje, zatrzymujemy policyjną furgonetkę. Ale o tym w następnych wpisach… 🙂

23. owcer
Taka owca to ma życie 🙂
24. podczas zejścia
Schodzimy. Ktoś nam musi pomóc… 😉
25. W dół
Rany, naprawdę mamy iść taki kawał? 😉
26. poterunek policji
Posterunek policji. Nikt się nami nie zainteresował.

OCENA W SKALI MOZOŁU: 7/10

mus małymus małymus małymus małymus małymus małymus małymus mały szarymus mały szarymus mały szary

W przypadku Korabu ocena mozolności przedsięwzięcia uwzględniać musi nie tylko samo podejście na wierzchołek, ale przede wszystkim marsz z ciężkimi plecakami do bazy, brak bieżącej wody i tym podobne atrakcje. Choć trafiła nam się pogoda za milion denarów (czyli jakieś siedemdziesiąt tysięcy złotych), to długo nie zapomnę pierwszej, lodowatej nocy w namiocie. Przyjeżdżając do Macedonii bałam się wściekłych upałów i spodziewałam się, że Korab będzie próbował nas ugotować. Wysokość zrobiła jednak swoje i mimo, że na szlaku cienia nie uświadczysz, nie było okrutnie gorąco. Droga na szczyt jest dość długa, ale za to niewymagająca technicznie i obfitująca w piękne widoki. Z pewnością nie spotkacie tu tłumów turystów.

Wejście na Korab zasługuje na 7 punktów w skali mozołu. Gdyby ktoś nas jednak zwiózł z tej bazy, byłoby 6.

18 myśli na temat “Na dachu Macedonii, czyli wejście na Korab

  1. Oj! Aż zatęskniłam za górami, a wróciłam z Alp jakieś 3 tygodnie temu 😉 Macedonia jest na naszej liście, Korab oczywiście też! Teraz wiem, czego mogę się spodziewać! 🙂

  2. Świetnie że tu trafiliśmy!! super miejsce! mało się słyszy o Macedonii i w tym chyba tkwi jej urok. Ze zdjęć widać że jest pięknie! koniecznie musimy się tam też wybrać!! :))

    1. Witam,
      Na pewno są busy ze Skopje do Mavrowi Anovi. Z Mavrovi Anovi są też busy które mogą podwieźć do Trnicy, ale jest ich bardzo mało. Zawsze można łapać stopa, to nie jest wcale daleko. Czy można złapać busa bezpośrednio ze Skopje do Trnicy? Szczerze mówiąc nie wiem, to zależy dokąd jedzie bus – jeśli do Mavrowa, to odbija wcześniej na południe i raczej nie jedzie do Trnicy. Ogólnie nie jest to najlepiej skomunikowany teren. A Trnica to tylko hotel i restauracja, poza tym nic tam nie ma.

    1. Powiedziałabym, że tak, ale sama nie wzjeżdżałam ani też nie znam się za bardzo na kolarstwie górskim 😉 ale szlak nie jest jakiś bardzo trudny, nie ma tam żadnych kamieni ani innych trudności technicznych, więc obstawiam, że byłoby ok.

  3. Cześć,
    A jak myślisz, czy dałoby się podjechać do bazy granicznej Strezimir normalnym autem? Czy tylko terenówką? Będę wdzięczna za odpowiedź 🙂
    Pozdrawiam,
    Marcelina

    1. Myślę, że dałoby radę i normalnym, skoro my wjechałyśmy starą ładą 🙂 To nie jest aż tak hardkorowa droga.

    2. Pewnie już troszkę późno, ale może komuś jeszcze przyda się ta odp – da się normalnym autem, bez większego problemu. nasza Jetta świetnie sobie poradziła!

  4. Dzięki wielkie za ten wpis, dzięki niemu też się odważyliśmy wejść na Korab (choć słyszeliśmy różne opinie, ale teraz sama narpawdę nie wiem skąd się one wzięły). Dla wszystkich niezdecydowanych – jak macie okazję, idźcie! To jeden z najpiękniejszych szklaków, jakie udało nam się przejść do tej pory. A do tego bez większych problemów natury logistycznej, zwłaszcza, jeżeli ktoś podróżuje po Maceodnii autem.

    1. Tak, można , byliśmy tam kilka dni temu i bez problemu rozbiliśmy biwak przy budynku straży granicznej. Strażników brak, jedynie kilku miejscowych przejeżdżało samochodami i kila osób wchodziło także na Korab. Polecam!!!

  5. Wielkie dzięki za artykuł o Korabie.

    Był dla mnie inspiracją wejścia rodzinnego (wchodziłem z 16 letnią Córką i 11 letnim Synem) w 2019 roku na początku sierpnia.

    Wejście dzięki opisowi bez niespodzianek – auto zostawione pod strażnicą (Strezimirem) – wedrówka całodniowa. Droga na szczyt zajęła ok. 5 godz, zejście bez pośpiechu ok 2 godz.. Był czas na podziwanie widoków, ludzi poza szczytem spotkaliśmy 3 grupy.

Leave a Reply to OlaCancel reply